Wakacyjna większa wydajność kontra kreatywność

Człowiek jak ma trochę wolnego czasu, odpocznie już od zgiełku codziennych spraw to zaczyna wymyślać innowacje. Ja, pewnego lipcowego popołudnia, siedząc na fotelu pasażera w aucie wlekącym się niemiłosiernie w korku na czeskiej autostradzie, wpadłem na błahe, acz całkiem przydatne usprawnienie. Klawiaturę, która mam normalnie podpięta do tabletu, zauważyłem, że można podpiąć też do telefonu! Ponieważ w telefonie mam internet, a w tablecie nie, to pisanie pilnych e-maili, nabrało nowego komfortu. Niby telefon z ekranem dotykowym jest „fajny”, niby klawiatura Blackberry pozwala na szybkie pisanie, ale co by tu nie mówić, normalne „qwerty” ma dla mnie taka przewagę jak święta Bożego Narodzenia maja nad Wielkanocą. Sama przyjemność. Po pierwsze żeby się nie irytować autostradowym korkiem zabrałem się do spraw, których bym normalnie nie mógł wykonać, po drugie wykonałem je szybciej, po trzecie jeszcze byłem zadowolony z wykonanej pracy i własnej pomysłowości.

Dlaczego o tym pisze? Jedne z międzynarodowych badań wykazują, że Polacy są bardzo pracowici – i chyba trudno się z tym nie zgodzić. Większość moich znajomych pracuje więcej niż 8 etatowych godzin, a z dojazdami często poświęcają pracy godzin 12 i to z własnego wyboru. Wiadomo gonimy Europę, a wyrafinowany przekaz reklam telewizyjnych utwierdza nas co raz bardziej, że potrzebujemy większych, lepszych, szybszych urządzeń, sprzętów i samochodów, więc kiedyś trzeba na to wszystko zarobić.

Spotkałem się jednak ostatnio z następującą opinią. „Polacy za dużo myślą! Oni wciąż kombinują!. Na przykład: rozwozi taki towar, zawsze na trasie A->B->C. Jednego dnia B nic nie zamówił. Więc Polak co? – Jedzie na skróty A->C. Pech chciał, że B miał do zwrotu zareklamowaną partię towaru…”. Drugi przykład: trafił tokarz do niemieckiej fabryki. Dostał dokumentację, materiał i wał do wytoczenia. Prędkość posuwu taka, że 8 godzin zejdzie. Fachowiec był dobry więc ustawił wszystko, żeby wyszło w 4 godziny. W połowie dnia idzie się pochwalić brygadziście. Zdziwił się, gdy usłyszał, że materiał został przegrzany, tolerancja niezachowana, a narzędzie nadmiernie stępione. Zamiast pochwały, musiał zwracać koszty materiału i narzędzi. Przykład trzeci. Rozmowa z szefem dużej firmy, która zatrudnia 60 grafików, żeby przerabiali projekty graficzne pod wykonanie konkretnej maszyny i techniki drukarskiej. Pada opinia: „To ma Pan duży zespół kreatywnych ludzi”. Odpowiedź: „O nieee, oni nie mogą być kreatywni! Nie ma nic gorszego jak grafik, który poprawia drugiego grafika, z tego są zawsze reklamacje. Oni nie mogą nic zmieniać, nawet jeśliby były błędy ortograficzne!”.

Są jednak przykłady również z drugiej strony. Duża firma chemiczna chwali się, że zyskała przewagę, kiedy wszyscy pracownicy firmy zostali włączeni w proces tworzenia innowacji. Każdy ma obowiązek zgłaszania pomysłów, usprawnień itp.

Z badań nad ludzkim zachowaniem wynika, że wykonanie jakiejś czynności po raz pierwszy zajmuje średnio 6 razy więcej czasu, niż wykonanie tej samej czynności przez doświadczoną osobę. Podobny wskaźnik „6 razy” cechuje zużycie glukozy przez mózg w trakcie rozwiązywania trudnych zadań, czyli na przykład podczas egzaminów, narad, negocjacji, w porównaniu do stanu kiedy wykonujemy czynności wyuczone.

Bądź teraz mądry i zdecyduj – większa wydajność czy kreatywność. Na co postawić? Na mechaniczne powtarzanie wyuczonych schematów i procedur, czy jednak na twórczy ferment w firmie? Jak zawsze pozostaje rozsądek. Przykłady dużych firm, pokazują, że inwestycja w kreatywność to nie więcej niż 10% czasu pracownika. To akceptowalne ryzyko. Korzyści mogą być duże, a ewentualne straty do zaakceptowania. Ja, bazując na tej zasadzie wprowadziłem w swoim zespole „godzinę kreatywności”. Jedną godzinę dziennie poświęcamy, na czytanie książek (z reguły nie branżowych), artykułów rozszerzających zainteresowania, szkolenia lub dyskusje o tym co można zrobić lepiej. Dzięki temu wzrosła odpowiedzialność pracowników za zadania, motywacja i uwolnione zostały moce produkcyjne. Pomimo oczywistych, wskazanych wyżej korzyści, proponuję też zwrócić uwagę na kwestie „klimatu miejsca pracy” i rotacji zespołu pracowników. Uważam, że w najbliższych latach na znaczeniu zdecydowanie zyskają pozapłacowe czynniki motywacyjne, ale to już zupełnie inna historia.

Teraz zgodnie z zasadami kreatywności udam się „nic nie robić”, żeby mój mózg miał czas pomyśleć na kolejnymi innowacyjnymi rozwiązaniami…

 

Najnowszy komentarz meblarski http://brstudio.eu/nadal-trwa-dobra-passa-w-produkcji-mebli/

Filozofia Apartamentu Przyszłości

Czy mieli Państwo kiedyś wrażenie, że nasze mieszkania i domy czasami mogłyby być lepiej dopasowane do potrzeby chwili?

Dopieszczone pokoje i salony dopada w najmniej oczekiwanym momencie wizyta znajomych, przyjaciół, kontrahentów lub rodziny i odrobinę brakuje tego czegoś, potrzebnego akurat na ten moment. Mnie bardzo to mierzi. Salon jest za mały, kuchnia nie posprzątana na czas i oczywiście brakuje łóżka dla nieoczekiwanego gościa. Takie sytuacje w czasach kiedy sprawy załatwiamy z telefonu komórkowego, wszystko jest „on demand” i „customer orietned” powodują, że przestaję czuć się komfortowo we własnym domu. A przecież dom to miejsce, gdzie w sposób bezpośredni i bezdyskusyjny objawia się moja własna wola tworzenia, aranżacji, ustawiania, meblowania, dekorowania, po prostu rządzenia! Dom to miejsce, które nie polega okresowej ocenie rady nadzorczej, a moje zdanie jest decydujące i odpowiadam wyłącznie przed samym sobą. Zdecydowanie coraz bardziej pragnę wnętrza, które jest się w stanie dopasować do moich zmiennych potrzeb.

Wyzwanie nr 1. Funkcjonalność bez kompromisów.

Wszystko w Apartamencie Przyszłości podporządkowane jest nadrzędnemu hasłu „funkcjonalność”. Ciekawi są Państwo ilu pokojowy jest Apartament Przyszłości? Nie można go w ten sposób zdefiniować, ponieważ system przesuwanych ścian pozwala dowolnie otwierać i zamykać przestrzenie. Kiedy chcę być sam mogę oddzielić pokój rozrywki, kiedy potrzebuję intymności zamykam przestrzeń sypialni, ale kiedy potrzebuję świętować z przyjaciółmi całe 120 metrów stoi otworem. Podobnie prymatowi funkcjonalności podporządkowane jest umeblowanie, podobnie sterowanie apartamentem, podobnie wyposażenie. Chcieliby państwo wnętrze, które się szybko sprząta? –Mamy na to rozwiązanie. Nie kurzy się? – nie ma sprawy. Steruje się z dowolnego miejsca? – proszę bardzo.

Wyzwanie nr 2. Użyteczna technologia

Internet rzeczy staje się faktem, dlatego w Apartamencie Przyszłości większość urządzeń można sterować poprzez sieć komputerową. Teraz na pytanie „Kochanie. Pamiętasz czy wyłączyłam żelazko?” odpowiem: „Podaj mi komórkę to zaraz sprawdzę.” Albo leżąc w łóżku wieczorem po wyczerpującym dniu, kiedy przypomnę sobie, że w kuchni zostało nie zgaszone światło, wystarczy znaleźć pod ręką telefon i wszystko wyłączyć. Będąc na urlopie mogę zdalnie otworzyć drzwi sąsiadowi, który ma podlać kwiaty. Wracając ze śpiącymi dziećmi późno do domu mogę przed wejściem do domu włączyć światło w sypialni na 25%, aby ich nie obudzić i nie przewrócić się w progu. Użytecznych technologii na różne okazje mamy w zanadrzu jeszcze wiele.

Wyzwanie nr 3. Dieta niskoinformacyjna.

W dzisiejszym świecie musimy podejmować mnóstwo decyzji, a wiele z nich wymaga starannego przemyślenia. Jednak siadając do pracy w moim domowym biurze przed trudnym zadaniem zazwyczaj mam pokusę, aby zacząć od sprzątania i układania  wszystkiego dookoła. „Wyrzuć połowę rzeczy z domu a będzie ci łatwiej się skoncentrować!” – poradził mi znajomy – „Rzeczy, nawet te których nie używasz, a leżą w zasięgu twojego wzroku rozpraszają cię i zabierają cenny czas, który masz poświęcić na strategiczne plany”. Niech sobie Państwo przypomną o ileż łatwiej działa się jeśli nie ma stu spraw na głowie! Ten komfort, że nic nam nie przeszkadza. Czysty umysł. Szybkość podejmowania decyzji. „Dobrze, ale jak ma się do Apartament Przyszłości”  – zapytają Państwo. To wyzwanie było najtrudniejsze. Jak schować, część domu przed własnym wzrokiem i jednocześnie móc się nim cieszyć? Oszczędność w formie i jednolite kolory to jedno, ale jeszcze za mało. Zamykanie części funkcjonalnych zabudowy meblowej – wszelkich półek, kuchni, garderoby, pralni, miejsca do pracy – to kolejne kroki w realizacji zadania ukrycia spraw wtedy kiedy przeszkadzają. Aż wreszcie sprytne chowanie wszelkich multimediów w taki sposób, żeby można z nich było korzystać, zawsze kiedy są potrzebne i ukrywać wtedy kiedy ich nie potrzebujemy dopełnia wizji wnętrza, które się nie narzuca. Wnętrza, które maksymalnie szybko dostosowuje się do Państwa i Państwa klientów tempa życia, humoru i potrzeby chwili.

Czy mam dodawać, że wszystko wykonane jest w jakości premium? Że sprzęty dostarczyły takie firmy jak: KLER, Halupczok, Zanotta, Ciaci, Alivar, Allesi, Fibaro, Siedle, Delta Audio, Yamacha, Monitor Audio, Viz-Art, Dorma, 3form, MioDecor, Ad-Notam, Siemens.   Myślę, że nie muszę – lepiej gdy zobaczą i dotkną Państwo wszystkiego na miejscu. Przecież całe opisane wnętrze laboratorium Apartament Przyszłości, jego filozofia, funkcjonalność, technologie, układ i estetyka są  unikalną na skalę Polski, niedostępną nigdzie indziej propozycją.

Jeszcze jedna rzecz na koniec. Całe wnętrze 120 metrów kwadratowych jest w pełni zintegrowaną i kompleksową przestrzenią mieszkalną, w której można spędzić dowolną ilość czasu testując na żywo zainstalowane tam sprzęty, technologie i rozwiązania. Jednak wejście do Apartamentu Przyszłości możliwe jest po uprzednim umówieniu się. Otwarcie już wkrótce. Jeśli chcą Państwo realizować badania w Apartamencie Przyszłości – zapraszam do kontaktu tomasz.wiktorski@dobroteka.pl

Meblowe życie po życiu

Czy zastanawiali się Państwo co się dzieje z niepotrzebnymi meblami? Okazuje się, że drugie życie mebli może być fascynujące.

Zwykle koncentrujemy się na zagadnieniach kupowania nowych mebli i milczeniem pomijamy kwestie związane z drugim obiegiem mebli. O ile, gdzie nie gdzie funkcjonują komisy meblowe, o tyle z pewnością nie są one głównym źródłem zaopatrywania się w meble. Co innego internet. Na początek sprawdziłem Allgero. Tu wśród 21 tysięcy ofert mebli nowych napotkałem zaledwie 590 ofert mebli używanych. Nie poddawałem się i sprawdziłem tablica.pl, a tu zaskoczenie. Jak Państwo sądzą ile mebli używanych wystawionych jest na tablica.pl? Tysiąc, pięć tysięcy, dziesięć tysięcy? …  Napiszę słownie: sto dwadzieścia siedem tysięcy dwieście sześćdziesiąt cztery oferty! (stan na 20.03.2014). Z tej liczby kilkaset propozycji to przekazanie mebli za darmo, 25 tysięcy to meble poniżej 100 złotych, a na przeciwległym biegunie kilkadziesiąt propozycji antyków wycenianych od kilkunastu tysięcy do powyżej stu tysięcy. Prawdziwe perełki.

Zadałem grupie osób pytanie czy w okresie ostatnich czterech lat wymieniali meble na nowe. Większość tak. Z resztą z wyników prowadzonych przeze mnie badań wynika, że statystycznie każde gospodarstwo domowe raz na cztery lata dokonuje jakiegoś zakupu mebli – dalej w magazynie znajdą Państwo nawet reklamę mojego nowego raportu „Polaków wydatki na meble 2014”. No ale wracam do tematu. Kolejne pytanie brzmiało co się stało z meblem, który był wymieniany: 31% mebli znalazło inne zastosowanie w domu gospodarzy, 27% zostało przekazanych nieodpłatnie rodzinie lub znajomym, 6% przekazano organizacjom, 11% sprzedano, a 24 % zutylizowano. Z tego podsumowania wynika, że 44% wymienianych mebli tworzy drugi obieg (przekazane za darmo, sprzedane). Trudno dokładnie oszacować jak jest ilość owych mebli w kategoriach wolumenu, ale zakładam, cały rynek mebli wymienianych to miedzy 2,7 a 3,6 mln zestawów rocznie. Dla porównania liczba gospodarstw domowych dokonujących zakupów mebli w ciągu roku to blisko 3,5 miliona (niektórzy dokonują zakupów więcej niż jednego rodzaju mebli). Z owych wyliczeń wynika, że rocznie śmiercią kończy życie między 650 a 860 tysięcy zestawów mebli. Można również wyciągnąć wniosek, że wciąż mamy duże niezaspokojone potrzeby meblowe, o czym świadczy wysoki odsetek mebli użytkowany w dalszym ciągu przez właścicieli. Skoro 31% mebli po spełnieniu swojej pierwotnej funkcji znajduje inną rolę w domu (na strychu, na działce, w mieszkaniu na wynajem, czy w piwnicy), a mogłyby w tym miejscu znaleźć się adekwatne nowe meble, to na rynku istnieje niewykorzystany potencjał. Podobnie ma się rzecz z meblami oddawanymi nieodpłatnie. Zaspokajają one ewidentną potrzebę, której nie potrafi zaspokoić rynek komercyjny.

Ciekawe spostrzeżenia do przedstawionej powyżej sytuacji przyniosły obserwacje zespołu socjologów, którzy realizują dla B+R Studio badania. Mebel to prawie członek stada  – żeby nie powiedzieć rodziny – jeśli jest z nami związany, to poświęcamy mu więcej uwagi i uczuć, nie wyrzucamy go ot tak. W mniejszym stopniu dotyczy to mebli od związanych z rodziną, lub znajomymi.  A już zupełnie co innego oznaczają dla nas meble jeśli zastajemy je w mieszkaniu kupowanym lub wynajmowanym, wtedy traktujemy je z niechęcią, lub prawie z wrogością. Niedopowiedziana historia mebla powoduje, że w naszych głowach rodzą się niepokojące wyobrażenia, nawet jeśli nie wizualizujemy ich sobie. O socjologicznych aspektach meblowania była dłuższa rozmowa w marcu, w Dobrotece. Kolejne spotkanie, na którym będziemy prezentować wyniki badań realizowanych dla firm meblarskich zapowiada się na czerwiec – zachęcam do śledzenia aktualności na www.brstudio.eu

Wśród wymienianych mebli, o których opowiadali moi respondenci znajdowały się również dziewięćdziesięcioletnie meble zabytkowe, które po raz kolejny zmieniały miejsce swojego pobytu. Trafiły w dobre miejsce – stylizowanego pensjonatu. Pisano o meblach, które trafiły na uczelnie, do organizacji charytatywnych, ale przede wszystkim z drugiego życia mebli cieszyły się rodziny. Hmm, no nie wiem czy naprawdę się cieszyły. Do mojego rodzinnego, dużego domu na wsi rodzina ciągle zwozi stare meble, tylko co z nimi robić …

 

Zapraszamy na stronę brstudio.eu  http://brstudio.eu/zatoka-perska-atrakcyjna-dla-meblarzy/

Już nigdy w Polsce nie będzie się sprzedawać tyle mebli co w 2009 roku!

Tą śmiałą tezę stawiam po lekturze raportu Polskie Meble Outlook 2014. Jest kilka czynników opowiadających się za tą tezą i tylko jeden przeciwko.

Najnowsze dostępne dane na temat liczby ludności w  Polsce – stan na dzień 30 czerwca 2012 – wskazują na liczbę 38 milionów 533 tysiące. Była to liczba o 5 tysięcy osób niższa niż rok wcześniej. Przyrost rzeczywisty, który od roku 2007 był dodatni, w 2012 roku zmienił się w negatywny. O ile jeszcze liczba urodzeń przewyższała symbolicznie liczbę zgonów – 386 tysięcy urodzeń wobec 385 tysięcy zgonów, to wynik zniwelowały migracje. W przyroście naturalnym tendencja jest nieubłagana –  od 2009 roku liczba urodzeń zmniejszyła się z blisko 418 tysięcy do wspomnianych 386 i nadal będzie malała, podczas gdy liczba zgonów utrzymywała się na względnie stabilnym poziomie, choć w przyszłości przewiduje się jej wzrost,  ponieważ coraz starsze są osoby z wyżu powojennego.  Obraz przyszłości demograficznej przedstawia piramida wieku. Wyraźnie widać dużą grupę osób zbliżającą się do wieku emerytalnego oraz znikomą liczbę dzieci i młodzieży, które będą zastępowały odchodzące roczniki na rynku pracy. Znając zachowania zakupowe śmiało można stwierdzić, że z rynku pracy odchodzi duża grupa osób, które z wiekiem mają coraz mniejszą skłonność do zakupów mebli. Natomiast grupa osób młodych, która częściej dokonuje zakupów mebli będzie coraz mniej liczna. Wnioski dla meblarzy nie są więc optymistyczne.

Na podstawie tych samych mechanizmów obserwujemy od 2011 roku spadek liczby osób pracujących w gospodarce narodowej. Na razie jest to zmiana z 14 milionów 200 tysięcy osób na 14 milionów 100 tyś.  osób, ale spadek będzie kontynuowany. Konsekwencją jest utrzymywanie rosnącej grupy emerytów przez spadającą liczbę pracujących, a więc i zwiększone obciążenia na pracę. W tym świetle inaczej należy spojrzeć na Rządowe wysiłki dotyczące wydłużenia wieku emerytalnego, które mają administracyjnie zwiększyć liczbę osób pozostających w pracy. Problemy demograficzne są również podstawą reformy szkolnej, czyli sześciolatków w szkołach. Celem tego działania jest jak najszybsze wysłanie młodych ludzi na rynek pracy – co najmniej rok wcześniej niż dotychczas. Należy się liczyć z tym, że bezrobocie w Polsce zostanie zniwelowane, ale nie przez stworzone nowe miejsca pracy, tylko przez brak pracowników. Na rynku nie przybędzie więc pieniędzy pomimo wzrostu wynagrodzeń.

Obiektywnie komplikującej się sytuacji nie poprawiają migracje. Z Polski w 2012 roku wyjechało ponad 21 tysięcy osób, podczas gdy do kraju przyjechało niecałe 15 tysięcy osób. Skala migracji ograniczona w latach 2009-2011 ponownie wzrosła w 2012. Trzeba sobie zdać sprawę, że sytuację demograficzną mogą poprawić wyłącznie imigranci, co jednak w szerszym zakresie może się spotykać ze społecznym.

Wszystko układa się w niezbyt atrakcyjną przyszłość dla producentów i handlowców mebli operujących wyłącznie na rynku krajowym. Utrzymanie skali obrotów na rynku klientów indywidualnych wymagać będzie pracy nad wartością dodaną mebli, tak, aby przy nieubłaganie mniejszych wolumenach sprzedaży wygenerować wyższą wartość. Z dużym prawdopodobieństwem zyska na atrakcyjności rynek instytucjonalny, ponieważ firmy dla utrzymania pracowników będą bardziej dbały o jakość miejsc pracy i jej atmosferę, jak również poprawiały się będą standardy obsługi klientów w punktach usługowych i handlowych. W świetle wyżej przytoczonych faktów należy wyraźnie sobie powiedzieć, że jedynym perspektywicznym kierunkiem rozwoju polskiego meblarstwa wciąż pozostaje eksport.

Czy warto mieć taki raport u siebie? Decyzję pozostawiam Państwu.

Tomasz Wiktorski

 

Komentarz meblarski „Radomsko Mebluje” – nowy projekt promocji wizerunkowej i wsparcia dla radomszczańskiego meblarstwa

http://brstudio.eu/radomsko-mebluje-nowy-projekt-promocji-wizerunkowej-i-wsparcia-dla-radomszczanskiego-meblarstwa/

Rzecz o Lasach Państwowych

Nie mam złudzeń, że zmiany w Ustawie o Lasach Państwowych podyktowane są troską o przemysł meblarski.

Oczywiste jest, że budżet Państwa jest napięty do granic możliwości, a dług publiczny już przekroczył pierwsze progi ostrożnościowe.  Nota bene posłowie skrupulatnie podnieśli owe limity, aby nie zmuszać społeczeństwa do wyrzeczeń związanych z wyższym VATem, zamrożeniem płac i cięciami w budżetówce. Zysk wypracowany przez Lasy Państwowe, owe 1,6 mld złotych jest niebagatelnym zastrzykiem gotówki w roku maratonu wyborczego. Choć i tak blednie to w blasku 153 mld przejętych przez ZUS z OFE.

O ile dyskusję na temat wyższości polityki zaciskania pasa nad polityką luzowania pieniądza zostawię profesorom, to jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że spieniężaniu wszystkiego co można nie towarzyszą reformy strukturalne ograniczające przerost biurokracji, upraszczające procedury, zwiększające wolność gospodarczą.

Wróćmy jednak do Lasów Państwowych. Lasy Państwowe to ogromne przedsiębiorstwo z przychodami blisko 7 miliardów złotych rocznie. Dla mnie fakt, że właściciel może wyjąć z zysku przedsiębiorstwa określoną kwotę jest oczywisty, i tylko niewielkie wątpliwości budzi kwota jaką w szybkim tempie chce pozyskać Rząd. Obłożenie w dłuższym terminie LP podatkiem 2% od obrotu, też nie wydaje się nadzwyczajnym obciążeniem. Kupujący drewno przyzwyczajeni do wahań ceny rzędu 30% r/r takiej podwyżki raczej nie zauważą, a z drugiej strony prawie  na pewno w najbliższych latach będziemy obserwować wzrost cen drewna wynikający z utrzymywania dysproporcji w podaży i popycie. Lasy bez większego wysiłku powinny sobie poradzić z obniżeniem kosztów, tak aby wygenerować owe 2% bez zwiększania ceny, ale w sytuacji LP jako monopolisty takiej presji nie będzie. Oczywiście niepokojąca jest możliwość w trudnych czasach budżetu zwiększenie owego nowego podatku o kolejne punkty procentowe.

Gdyby właściciel lasów był podobnie zatroskany o polską gospodarkę, wartość eksportu, miejsca pracy i płacone podatki to podobnie jak o wyjęciu zapasów finansowych z kasy Lasów Państwowych mógłby pomyśleć o wyjęciu zapasu drewna, w wieku przeszłorębnym, tego które dziś się marnuje na pniu. Według ekspertyzy wykonanej przez profesorów leśnictwa dla Lasów  Państwowych dziś marnuje się na pniu 94 mln m3 – a to oznacza wolumen równy ponad dwu i pół lat regularnego pozyskania. Przeciwny jestem gwałtownemu rzucaniu na rynek milionów metrów sześciennych drewna, ponieważ to nie pomoże przedsiębiorcom, ale na bardzo niezadowalającym poziomie oceniam wzrost podaży wynikający ze zmiany rozliczania etatów rębnych. Na pełny efekt tej zmiany będziemy musieli czekać co najmniej do 2024 roku.

Od lat wiadomo też, że lasy rosną szybciej niż to się zakłada w planach urządzania lasu. Stąd nadwyżki drewna w wieku przeszłorębnym i szybszy od zakładanego wzrost lesistości Polski. W zmianach do ustawy próżno jednak szukać zaleceń do zwiększenia intensywności pozyskania. Deficyt drewna na rynku ocenia się dziś na około 10% rocznego pozyskania to jest na ponad 3,5 mln m sześciennych rocznie. Zredukowanie go chociaż o połowę poprzez zwiększenie etatów rębnych, wykorzystania przeszłorębnych zapasów na pniu zwiększyłoby istotnie konkurencyjność branży drzewnej i meblarskie. W toku rozważań nad funkcjami lasów, stwierdzam, że Lasy Państwowe są też idealny pod względem możliwości finansowych podmiotem do tego, aby zorganizować w Polsce system odzysku drewna poużytkowego, którego wolumen szacuje się na kilka milionów metrów co roku.

Na koniec jeszcze sprawa prywatyzacji Lasów Państwowych. Ten temat dla mnie funkcjonuje w kręgach branżowych od zawsze, czyli od co najmniej 15 lat. Politycznie Lasy są nie do ruszenia, ponieważ Polacy nie chcą chodzić do lasów, które są ogrodzone, nawet jeśli ostatnio byli w lesie kilka lat temu. Każda próba rozmowy o prywatyzacji lasów, kończy się groźbami zwoływania pospolitego ruszenia przeciw pomysłodawcom. Z drugiej strony LP, które nie poddają się presji gospodarki zafundowały nam jedne z najlepszych w Europie kompleksów leśnych, wzrost powierzchni leśnej o blisko 800 tys. hektarów w okresie ostatnich 10 lat, regularnie zwiększają pozyskanie. I W tym miejscu przyłączę się do apelu Polskiej Izby Przemyslu Drzewnego do tego aby utworzyć jeden resort  ministerstwie, w którym znalazłyby się Lasy Państwowe, przemysł drzewny, celulozowo papierniczy i meblarski. Tak aby wypracować wspólne cele optymalne dla rozwoju gospodarki i Państwa.

 

Komentarz meblarski ” O 4% mniej mebli produkowanych w Niemczech w 2013 roku”

http://brstudio.eu/o-4-mniej-produkowanych-mebli-w-niemczech-w-2013-roku/

Dużemu uwierzę, z małego będę kpił.

Jeśli coś jest małe to się nie boimy, jeżeli duże to się boimy.
Ten mechanizm tkwi w naszych głowach zakodowany jeszcze z czasów, gdy homosapiens biegał po sawannie. Z oczywistych względów atak lwa, czy mamuta potencjalnie wywoływał dużo groźniejsze skutki niż psa czy kojota, nie mówiąc już o mniejszych stworzeniach. Siłą homosapiens jest jednak myślenie i nasi przodkowie umieli sobie poradzić nawet z mamutami, nie mniej respekt pozostał. W dzisiejszych czasach można doszukiwać się podobnych mechanizmów oddziaływania na ludzi i adekwatnego postępowania. Człowiek wyższy wydaje się poważniejszy niż człowiek niskiego wzrostu. Statystycznie jesteśmy skłonni obdarzyć człowieka wyższego większym respektem i bardziej liczyć się z jego zdaniem, mimo iż groźba o atawistycznym podłożu podpowiadająca, że zlekceważenie większego może się zakończyć obolałymi kośćmi, jest bardzo mało realna.
Spójrzmy na produkt. Jeżeli jest coś małe to trudno się nam pogodzić, że dużo kosztuje, ale dużo łatwiej kiedy jest opakowane w większe pudełko. Widać to bardzo często w branży spożywczej, np. wieczko opakowania od jogurtu jest często dużo większe niż podstawa opakowania. Widać w branży maszynowej – tu miniaturowe sterowniki pakowane są do szaf wielkości sporej garderoby, tylko po to, aby nabywcy łatwiej było znieść kilkusettysięczny koszt. Proszę sobie wyobrazić moje rozczarowanie, kiedy zamówiłem dla małżonki, która jest lekarzem weterynarii, przystawkę do biopsji cienkoigłowej i otrzymałem w przypadkowej kopercie metalową część o wadze 100 gram. Przy koszcie 2,5 tys. złotych spodziewałem się przynajmniej eleganckiego pudełka. No cóż. Nawet od chińskiego zamiennika oczekiwałem, że będzie przyzwoicie opakowany. Robiące wrażenie opakowania wykorzystują często producenci elektroniki, jubilerzy, i wiele innych branż. W branży samochodowej tezę o tym, że większe bardziej doceniamy potwierdza sukces crossoverów, Porsche Cayenne i stopniowy rozrost samochodów kompaktowych.
Co jednak ma wspólnego „duże i małe” z branżą meblarską? Zostawmy gabaryty mebli, ponieważ sprawa jest bardziej subtelna, ale cały czas aktualna, i zajmijmy się handlem. Twierdzę, że sklep mały jest postrzegany przez klienta mniej poważnie niż sklep o dużej powierzchni. Mogą Państwo odpowiedzieć: „Prosta przyczyna! – na większej powierzchni jest większy wybór”. Absolutnie słuszne, ale często też na tej dużej powierzchni jakość towaru jest niższa niż w dobrze zarządzanych małym sklepie. Znowu racja! Rzecz w tym, że większość klientów nie ma możliwości tego zweryfikować i nadal będzie się posługiwała skrótem myślowym podpowiadającym, że duże jest lepsze. Pięć sklepów obok siebie przyciągnie więcej klientów niż te same sklepy rozrzucone na kilku sąsiednich ulicach. Ludzie dziś zaskakująco łatwo dowiadują się ofertach konkurencji i należy sobie odpowiedzieć na pytanie jak sami robimy zakupy. Czy sami szukamy centrów handlowych? Czy szukamy miejsc gdzie jest zgrupowanie sklepów z danej branży? Czy szukamy większego wyboru? Bardzo podobnie działa kontakt biznes2biznes. Rozmawiając z jednym z hurtowników usłyszałem. „Organizujemy targi wewnętrze. Jeśli zaprosimy dużo wystawców to i frekwencja dopisuje, a jeśli wystawców jest mniej to i frekwencja kuleje”.
Z podobnego mechanizmu korzystają produkty sieciowe. Tu działa reguła społecznego dowodu słuszności. Myślenie większości z nas jest następujące: „Skoro jest biznes, który ma wiele punktów sprzedaży, to jest on przez wiele osób sprawdzony, jest wiarygodny, ma produkty które kupują inne osoby, czyli dobre produkty – bo przecież inaczej to szybko by splajtował”. Dopiero później przychodzi weryfikacja tego poglądu, bazująca na naszych doświadczeniach. My jako klienci nie umiemy się obronić przed produktem sieciowym, nie umiemy się obronić przed sklepem wielkopowierzchniowym. A skoro deszcz pada, to nie ma sensu narzekać, tylko to wykorzystać.
Przywołane w podtytule „duże” nie ma dziś zadania przestraszenia kogokolwiek, ale ma przekonać, że lepiej jest się nim liczyć. Mam tu na myśli na przykład zagłębi meblowych producentów, niezależnych sklepów meblowych. Najczęściej stronią od przyznania się klientom, że w okolicy produkuje się, albo sprzedaje dużo mebli. Jakby ci klienci o tym nie wiedzieli! Trudno wycenić uczciwość i wiarygodność, ale sami jako kliencie tego byśmy oczekiwali. Ot, u nas każdy ciągnie promocję w inną stronę, a w efekcie całość stoi w miejscu. Szanowni przedsiębiorcy porozmawiajcie, ustalcie strategię i zacznijcie iść w podobnym kierunku, a efekt zrekompensuje wasze dzisiejsze obawy!

 

Komentarz meblarski ” Eksport mebli na Ukrainę i Rosję na tle polityki”

http://brstudio.eu/eksport-mebli-na-ukraine-i-do-rosji-na-tle-polityki/

Zapraszam.

Czas wyjść ze strefy komfortu.

Po długim cyklu felietonów dotyczących sukcesów polskiego meblarstwa, które to sukcesy omawiałem w ubiegłym roku, przychodzi czas żeby oderwać się od przeszłości, od tego co do tej pory osiągnęliśmy i spojrzeć w przyszłość.

Popatrzmy na zmieniający się świat. Popatrzmy krytycznie na siebie. Czas wytknąć trochę naszych błędów i niedoskonałości, i zastanowić się jak ustawić się żeby złapać wiatr w żagle.

Wiele razy odwoływałem się do faktu, że czas płynie szybko, że świat się zmienia w zawrotnym tempie. Ale nie dość przypominania! Więc po raz kolejny powiem, że świat wokół nas zmienia się szybciej niż się nam wydaje. I nawet jeśli wielu menedżerów szczególnie tych z doświadczeniem wieloletnim twierdzi, że nic nie zastąpi „dużego”, „tradycyjnego” biznesu, to chciałbym przytoczyć kilka faktów na potwierdzenie tezy zgoła odmiennej. Czy komuś z Państwa udało się zebrać na swój pierwszy pomysł milion lub sto tysięcy dolarów ciągu dwudziestu czterech godzin? Nierealne? Proszę przejrzeć historię portalu kickstarter! Również pomysły z Polski potrafią zawrotnym tempie zabrać pokaźne fundusze. Realizacje śmiałego pomysłu ogłosił Amazon. Rozpoczyna realizację badań nad dostarczaniem przesyłek przez bezzałogowe drony (Bezzałogowe, małe obiekty latające). W ten sposób przesyłka miałaby trafiać do odbiorcy już 30 minut od złożenia zamówienia w sklepie internetowym. Na razie brzmi to jak science fiction, ale ciekawy
jestem efektu końcowego. Niebo w Stanach Zjednoczonych ma wkrótce zostać
otwarte dla latających automatycznie dronów. Powszechne stają się w domach Amerykanów drukarki 3d. Na razie mogą drukować niewielkie obiekty, ale
pewnie i to się zmieni. Mnie osobiście zaskoczyło to, że można już drukować 3d
przedmioty z metalu  (z wykorzystaniem proszku metalicznego i specjalnego utwardzacza). Wydrukowano sposób działający pistolet, a nawet jeżdżący
samochód. Polski sklep z elektroniką domową posiada już dziś proste drukarki umożliwiające druk 3d, za 6 tysięcy złotych. Czy zgodzą się Państwo, że hasła „customer oriented”, „on deamand”, „custom made” nabierają zupełnie nowego znaczenia, zupełnie zmienia się sposób produkcji i dostarczania dóbr.

Małe firmy, które nie mają obciążenia dziesiątek lat tradycji, nie mają wielkiego kapitału, skutecznie odnajdują sposób, aby zaistnieć na globalnym rynku i o wiele częściej niż kiedyś odnoszą sukcesy. I o ile wydaje się, że takie nowe biznesy to jedynie promil światowej gospodarki, to dynamika ich rozwoju składania do bliższego zainteresowania się zmianami. Przykład firm z branży internetowej pokazuje, że niekoniecznie innowacyjny pomysł musi zaczynać i kończyć się w garażu.

Na naszym małym meblarskim podwórku również zachodzą zmiany. Nagrody w konkursach otrzymują firmy, których historia nie przekracza dwunastu miesięcy. Firmy świadczące usługi meblowe, mikrofirmy, potrafią skutecznie wyprzeć z rynku dużych graczy, tak jak ma to miejsce przypadku mebli do zabudowy i mebli kuchennych. Wygrywa elastyczność i dostawa rozwiązania na zagospoadrowanie przestrzeni, a nie kliogramy płyty meblowej w paczce do samodzielnego montażu.

Dużej determinacji wymaga spojrzenie w ten odmienny sposób na dorobek firm, które szczycą się dziesiątkami lat tradycji. Nie twierdzę teraz, że tradycyjne model
biznesowy przestanie istnieć, ale twierdzę, że pojawiają się nowe modele biznesowe, których jeśli nie będziemy potrafili wykorzystać, to stracimy cześć rynku.

Teraz czas na moje noworoczne postanowienia rok 2014. Czas wyjść ze strefy komfortu i podjąć nowe wyzwania. Dla B+R Studio 2014 rok upłynie pod znakiem eksplorowanie nowych obszarów badawczych, eksperymentowania z nowymi formami pracy oraz ewolucji od sprzedaży produktów do sprzedaży rozwiązań. Trzon jaki stanowi dział analiz statystyk meblarskich zostanie rozbudowany o badania zachowań konsumenckich, analizę sensoryczną, zagadnienia ergonomii. W tym celu otworzyłem ubiegłym roku oddział B+R Studio Dobrodzień. W Dobrotece, bezpośrednio obok Laboratorium B+R Apartament Przyszłości. Trwają już prace zespołu socjologów, psychologów, specjalistów od analizy sensorycznej i
inteligentnego wideo, a także fizjoterapeutów. Jestem przekonany, że te prace przyniosą nowa spojrzenie na zagadnienia rozwoju mebli, marek  meblowych, usług towarzyszących meblom, komunikacji z klientem i kreowania wizerunku branży i Państwa firm.

 

Komentarz meblarski „Produkcja mebli – istotna część gospodarki” http://brstudio.eu/produkcja-mebli-istotna-czesc-gospodarki/

Czy już wiecie, że jesteście zieleni?

Pozyskiwane do produkcji mebli drewno w Polsce w 95% pochodzi z certyfikowanych Lasów Państwowych, a jedynie 5% z innych źródeł.

1. Można więc stwierdzić, że praktycznie wszystkie firmy meblarskie w Polsce przerabiają materiał pochodzący z certyfikowanego źródła. Proszę spojrzeć na dowolną fakturę z Lasów Państwowych na sprzedaż drewna, a na dole strony dojrzą Państwo, że zakupiliście materiał z lasów certyfikowanych w standardzie FSC lub PFEC. Warto zauważyć, że w Europie więcej lasów certyfikowanych mają tylko o wiele większe kraje, a mianowicie Rosja i Szwecja, a w systemie PEFC Finlandia, Białoruś, Norwegia czy  Niemcy. Na podstawie danych Forest Stewardship Council – Polsce wystawiono dla firm ponad 1000 certyfikatów FSC i Chain-of-Custody. W tym ponad 320 wystawiono firmom produkującym meble. W Polsce pozyskujemy jedynie około połowy masy drewna, która przyrasta w polskich lasach, powiększając stale zasoby leśne, podczas gdy w słynącej z ekologii Skandynawii pozyskuje się nawet 70-80% rocznego przyrostu drewna. Można „Lasy Państwowe” lubić lub nie, ale pod ich nadzorem prowadzona jest stabilna i odpowiedzialna gospodarka leśna. Podczas, gdy ekolodzy martwią się stanem środowiska naturalnego, fakty pokazują, że powierzchnia lasów w Polsce zwiększyła się w ciągu ostatniej dekady o około 270 tys. hektarów, a w okresie 75 lat aż o 2 mln 860 tys. hektarów!

2. Nie jesteśmy do końca świadomi, że ekonomia przymusza nas do postaw ekologicznych. Tam, gdzie produkuje się meble z drewna litego, drewno na każdym etapie jest cennym materiałem. Z trocin firmy produkują brykiety lub pellety – ekologiczne biopaliwo, zrębki są sprzedawane do fabryk płyt drewnopochodnych lub celulozowni, a kora spalana we własnych ekologicznych kotłowniach lub przeznaczana na cele ogrodnicze. Prośby okolicznej ludności o „jakieś” odpady na opał już dawno nabrały zupełnie rynkowej wyceny – i słowo „odpady” do nich dłużej nie pasuje. Działające nowoczesne elektrociepłownie, w których z pozostałej po produkcji biomasy (trocin i wiórów) wytwarza się energię, czynią przedsiębiorstwa niezależnymi energetycznie w sposób nieuciążliwy dla środowiska maturalnego.

3. Chcąc czy nie, firmy przymuszane zaostrzanymi przepisami kładą co raz większy nacisk na wprowadzenie rozwiązań zmniejszających szkodliwość i uciążliwość dla środowiska naturalnego, którym jest emisja lotnych związków organicznych. W tym celu czynione są inwestycje w rozwiązanie, które jest jednym z najnowocześniejszych w Europie, na przykład w instalacje CEFLA TIF–40. Lakiery nitrocelulozowe są zastępowane przez lakiery wodne, a w firmach stosowane są regulacje REACH. To tylko kilka z wielu przejawów aktywnej postawy proekologicznej polskich producentów.

4. Trochę mimowolnie zostaliśmy prymusami ekologii, ale nie potrafimy policzyć z tego korzyści. To, że ekologia może się opłacać udowodnił król biznesu Sam Walton właściciel Wal-Mart największej na świecie sieci handlowej. Zyski ze wprowadzenia mądrej polityki zrównoważonego rozwoju idą w miliardy dolarów. Ekologia dla Wal-Mart to również oszczędzanie światła, ocieplone hale redukujące zapotrzebowanie na energię, optymalizacja logistyki dostaw i wiele innych pragmatycznych rozwiązań.

5. Obiektywnie produkcja wyrobów z drewna i produkcja mebli w Polsce spełnia wysokie światowe standardy ekologiczne, ale jest kilka „ale”. W moim mniemaniu hasło „ekologia” przywołuje w Polsce najpierw skojarzenia: drogiego prądu, niesprawiedliwych limitów emisji CO2, uciążliwości ustawy śmieciowej, blokowanych budów przez ślimaki, żaby. Tak więc klienci w Polsce nie dbają o to czy na opakowaniu jest zielone logo czy nie. Po drugie wielu producentów i handlowców nie wie w jaki sposób realizowana jest postawa proekologiczna w ich firmach, jak ekologię zaprząc do generowania oszczędności i w jaki sposób przedstawić produkt  kontekście ekologii. Chyba nikt ze znanych mi producentów, nie uczynił z ekologii swojej misji, pozycji strategicznej, myśli przewodniej. Za wzrostem konkurencji, upodabnianiem się produktów i poszukiwaniu własnej tożsamości to się z pewnością stanie. Zastanawia mnie tylko, kto będzie pierwszy, kto zaoferuje meble pod sztandarem ekologii.

Ewolucja – rewolucja – zasady sprzedaży drewna na 2013 rok

19 listopada podpisane zostało zarządzeni nr 82 Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych w sprawie sprzedaży drewna przez Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe na rok 2013. Zmieni się dużo, a zmiany będą służyły stabilizacji rynku. Nie rozwiązują one co prawda problemu niedoboru drewna na rynku, ale skończy się przynajmniej nieracjonalne windowanie cen.

70% puli drewna trafi do sprzedaży ofertowej dla stałych klientów. Przewidziano również mechanizm wejścia nowych przedsiębiorstw, ale tylko tych, które zwiększają moc produkcyjną o co najmniej 5 tys. m3, inne mniejsze będą musiały budować historię zakupów poprzez zakupy na otwartych aukcjach internetowych. Sprzedaż ofertowa znacząco będzie różnić się od dotychczasowych przetargów ograniczonych, na których sprzedawano 55% puli drewna. Każde z nadleśnictw ustali własną cenę, na podstawie średnich cen sprzedaży drewna w III kwartale 2012 roku i wystawi ofertę sprzedaży. Przedsiębiorcy na podstawie historii zakupów otrzymają przyzwolenie na złożenie oferty na 70% swojego zapotrzebowania i będą składać oferty zakupu do wybranych przez siebie nadleśnictw. Wskażą tylko deklarowaną do zakupu masę drewna – cena będzie jednakowa dla wszystkich. Jeśli złożone oferty zakupu przekroczą możliwą do sprzedaży masę drewna – wszystkie będą proporcjonalnie zmniejszane. Sposób jest bardzo demokratyczny i wyklucza stosowane poprzednio „rzucanie” w ciemno coraz wyższych stawek za surowiec. Jednocześnie nie pozwoli też na „zgarnięcie” większej niż przypisane masy drewna, temu kto da więcej. Sprzedaż ofertowa odbywać się będzie raz w roku, ale w dwóch etapach. Ponadto Dyrektor Generalny LP zostawił sobie również możliwość ogłoszenia dodatkowej sprzedaży. Ceny w sprzedaży ofertowej nie są jednak stałe, ponieważ będą indeksowane na podstawie wyników sprzedaży drewna na aukcjach, z tym że przedsiębiorca teoretycznie może odmówić zakupu drewna po nowych cenach. W praktyce nie spodziewam się takich sytuacji.

Pozostałe 30% drewna trafi na aukcje internetowe. Dwa razy w roku organizowane będą tak zwane „aukcje systemowe”, na których będą wystawiane „duże” masy drewna, a w ciągu roku niesprzedane drewno pojawiać się będzie na aukcjach małych. Tu przedsiębiorcy mogą uzupełnić zakupy potrzebnego im drewna. Na aukcjach nie pojawiają się limity wolumenów ani cen, czyli system pozostaje podobny do tego funkcjonującego dotychczas. Pojawiają się za to pewne ułatwienia funkcjonalne. Przedsiębiorca może złożyć ofertę wariantową, polegającą na zmniejszaniu deklarowanej wielkości zakupu drewna wraz ze wzrostem jego cen, co do tej pory nie funkcjonowało wprost. Po drugie deklarując maksymalna cenę zakupu, nie oznacza to automatycznie ostatecznej ceny. Jeśli oferty nie wyczerpują wystawionej do sprzedaży masy, wszyscy otrzymają surowiec w cenie minimalnej. Jeśli w toku licytacji pojawiają się nowe oferty i pula drewna jest przekraczana, cena oferty przedsiębiorcy zwiększana jest automatycznie od ceny minimalnej do maksymalnej po złotówce. To proste narzędzie zapobiegać będzie desperackim lub pomyłkowym ofertom. Również zaplanowanie i wcześniejsze złożenie wariantów oferty wpłynie na zmniejszenie emocjonalnych reakcji towarzyszących do tej pory dogrywkom. W obecnym kształcie, znaczna część aukcji może odbywać się automatycznie – warianty można zdefiniować w dogodnym momencie nie czekając na nerwową dogrywkę. Wobec tego, jednej osobie łatwiej jest obsługiwać większą ilość aukcji odbywających się w tym samym czasie.

Zagadką pozostaje „umowa wieloletnia”, na której tak bardzo zależało przedsiębiorcom. Obecny regulamin sprzedaży wprowadza umowy wieloletnie, ale ponieważ sam regulamin wyraźnie dotyczy tylko 2013 roku, to tylko dla 2013 roku zdefiniowane jest funkcjonowanie umowy wieloletniej. Umowę wieloletnią może rozwiązać którakolwiek ze stron, zachowując 90 dniowy termin wypowiedzenia – bez dodatkowych konsekwencji. Jednocześnie zawarcie umowy wieloletniej nie jest konieczne do wzięcia udziału w sprzedaży ofertowej.

W jednym zaś z zapisów umowy wieloletniej stwierdza się, że strony wyrażają wolę do spisania umów rocznych w wyniku rozstrzygnięć procedur sprzedaży, a szczegóły sprzedaży takie jak: przedmiot, jego cechy, ilość i cena, ustalone zostaną na podstawie warunków sprzedaży ofertowej. Częścią integralną umowy wieloletniej jest informacja uzupełniająca określająca średnioroczne wielkości zakupów z 3 ostatnich lat, ale czy ta informacja przełoży się w jakiś sposób na zakupy w kolejnych latach jasne już nie jest. W efekcie, tak pożądana umowa wieloletnia nie wiadomo, co ma gwarantować, ty bardziej, że można ją rozwiązać z ciągu trzech miesięcy bez konsekwencji.

Dobre i złe strony ma trzyletni okres obliczania historii sprzedaży. Przywiązuje on bardziej niż poprzednio przedsiębiorcę do Lasów Państwowych, ponieważ jeśli w którymś roku przedsiębiorca nie skorzysta z oferty LP w przyszłości przez trzy sezony będzie mieć utrudniony dostęp preferencyjnych warunków sprzedaży ofertowej. Z drugiej jednak strony ogranicza to możliwość spekulacyjnej gry surowcem.

Nowy regulamin nie odnosi się do problemu sprzedaży drewna na cele energetyczne, co jak rozumiem ma być przedmiotem odrębnych regulacji. Brak jednoznacznego odniesienia do zagadnienia eksportu drewna okrągłego, co jak mniemam pozostaje przedmiotem gry rynkowej, podobnie jak zagadnienie wtórnego obrotu drewnem.

Podsumowując. Z satysfakcją przyjmuję część zmian wprowadzanych do regulaminu sprzedaży drewna, które w dużej mierze pokrywają się z moimi postulatami sprzed 12 miesięcy, ale mam świadomość, że nie wszystkie służą wyłącznie przedsiębiorcom branży drzewnej. Prace nad systemem sprzedaży drewna powinny trwać nadal, a końcówka 2012 roku będzie poligonem testowania nowych reguł. Dużo wskazuje na to, że drewno powinno być tańsze, a ceny stabilniejsze, co z satysfakcją powinni przyjąć uczestnicy rynku drewna w Polsce.

Postulaty zmian w systemie sprzedaży drewna w Polsce

Popyt na drewno w Polsce przekracza według różnych szacunków od 10-20% jego podaż, czyli od 3 do 6 mln metrów sześciennych rocznie. W zasadzie jedynym dostawcą na rynek są Lasy Państwowe, które dostarczają 95% masy drewna. W efekcie ceny na internetowych aukcjach drewna rosą nawet o 80%! Uczestnicząc w akcjach mam za każdym razem wrażenie, że biorę udział w wielkiej hazardowej grze, największym w Polsce a może i w Europie, internetowym kasynie.
– Mamy bardzo nowoczesny i transparentny – jak twierdzą przedstawiciele Lasów Państwowych – system sprzedaży drewna.
Problem w tym, że nikt nie przewidział negatywnych skutków działania tego systemu.
Gdyby każdy z kupujących miał pełną świadomość zasad funkcjonowania aukcji z pewnością dwa razy zastanowiłby się, czy nie ograniczyć swoich potrzeby o owe 10-20%, aby za możliwość przerobu drewna nie płacić tak horrendalnie wysokiej premii na rzecz LP.
Na monopol Lasów Państwowych jako dostawcy, nakłada się szereg problemów: nieuregulowana sytuacja z lasami prywatnymi, błędne w założeniach plany pozyskania drewna oraz nadmiernie protekcjonistyczna polityka ochrony środowiska, spekulacyjne transakcje drewnem, a w końcu aukcyjny system sprzedaży drewna. Pominę tu jeszcze aspekty związane z zaniedbaną organizacją odzysku drewna poużytkowego, co również powinno stać się priorytetem Ministerstwa Ochrony Środowiska, a także ze zwiększonym popytem na biomasę drzewną w kontekście wymogów produkcji energii odnawialnej.
Dlaczego rosną ceny drewna? Po pierwsze dlatego, że popyt przewyższa podaż, to oczywiste. Ale dlaczego tak bardzo? To „zasługa” systemu sprzedaży. Żadna firma w Polsce nie może sobie pozwolić na brak surowca do produkcji przez pół roku, więc zakup drewna jest warunkiem krytycznym dla przetrwania. Największym ryzykiem obarczona jest sama możliwość zakupu drewna. Ogólną sytuację niepewności potęgują dodatkowe czynniki: nie wiemy ilu jest kupujących, kto licytuje, ile drewna chcą zakupić klienci, nie wiemy jaka sytuacja będzie na innych aukcjach, czy będą inne aukcje w trakcie roku i tak dalej. Dzisiaj sytuacja firm przerabiających drewno przypomina co półroczną walkę o przeżycie. Kupię, albo nie kupię drewno. Będę miał na czym pracować, albo nie będę. Gwarancji nie ma nikt. Zgodnie z regulaminem, żadna firma w Polsce nie ma umowy na dostawy drewna na okres dłuższy niż 6 miesięcy! To pierwsza z kuriozalnych w biznesie sytuacji. Nikt w Polsce nie wie w jakiej cenie i ile zakupi drewna za pół roku. W przypadku przeciętnych tartaków chodzi o zakupy rzędu kilku milionów złotych, zaś dla największych firm nawet ponad 50 milionów rocznie. Na takie nonszalanckie traktowanie klienta może sobie pozwolić tylko monopolista. Jak w takiej sytuacji planować rozwój firmy, długoterminowe kontrakty, a nawet tak podstawową rzecz jak budżet?
W obecnej sytuacji jedynym realnym kanałem zaopatrzenia w drewno są internetowe przetargi i aukcje Lasów Państwowych. Lasy Państwowe za pośrednictwem internetu oferują drewno w cyklach półrocznych dla ponad 5 tysięcy klientów prowadzących działalność gospodarczą. Połowa przewidzianego pozyskania trafia na przetargi zamknięte dla „stałych” odbiorców, którym na podstawie historii zakupów przydzielane wolumeny na udział w przetargu. Nie gwarantują one zakupu, a jedynie możliwość złożenia oferty na wyznaczoną przez LP masę drewna. Aby mieć dostęp do przetargów zamkniętych wystarczy mieć roczną historię zakupów w Lasach Państwowych. Druga połowa drewna trafia na aukcje otwarte, na których może licytować każdy, kto zarejestruje się w nadleśnictwie i wpłaci wadium. De facto różnica między stałym klientem, a nowym jest iluzoryczna, ponieważ rok w działalności firmy to bardzo krótki okres czasu i przypuszczam, że 99% klientów LP ma status klienta stałego i dostęp do „zamkniętego” przetargu.
Nawet z wolumenem na 50% masy z poprzedniego roku mogę trafić akurat do nadleśnictwa, gdzie popyt w danym roku okaże się większy niż oczekiwany, ceny podbite bardziej niż poprzednio i zostanę odprawiony z kwitkiem. Tok myślenia zarządcy państwowego dobra jest następujący : „Drogi, coraz droższy, stały kliencie licytuj wysoko, bo albo dostaniesz drewno albo nie. Szanse dajemy równe wszystkim. Nie obchodzi nas twój los, aczkolwiek wiemy, że drewna dajemy Wam za mało i na aukcjach będziecie się o nie bić jeszcze bardziej.Powinien istnieć mechanizm, który umożliwi stałemu klientowi realizację ustalonego wolumenu zakupów. Bez takiego mechanizmu równie dobrze moglibyśmy grać z nadleśniczym w zabawę „zgadnij w której ręce mam dla ciebie kontrakt”.
Proponowana modyfikacja nie stanowi rewolucyjnej alternatywy, ponieważ dostrzegam też uniwersalne i pozytywne cechy stosowanego obecnie systemu. Po ustaleniu ceny „wygrywającej” na przetargu, to znaczy takiej przy której nie następuje redukcja masy zamówienia, proponuję aby klienci otrzymali propozycję zakupu pozostałego im wolumenu w takiej właśnie cenie. Propozycja powinna obejmować łączną pulę drewna do dyspozycji danego Nadleśnictwa i powinna być, w przypadku większego popytu niż podaż dzielona proporcjonalnie wśród klientów. Oczywiście klienci na taką propozycję mogą się zgodzić lub nie. Rozliczanie puli drewna przeznaczonego na przetargi zamknięte powinno się odbywać w skali ogólnopolskiej, a nie w skali nadleśnictwa, i w skali wszystkich gatunków, a nie każdego osobno. Przy założeniu że stali klienci mają ograniczony odgórnie wolumen zakupów do realizacji, a jednocześnie odpowiada on podaży drewna ze strony LP nie ma obawy o nadwykonanie sprzedaży. Dla przykładu, jeżeli w jednym nadleśnictwie w ramach przetargu zamkniętego zostanie wykupione 100% drewna dębowego to z pewnością w innych zostaną niezrealizowane etaty, ponieważ łączna suma zamówień przedsiębiorców jest ograniczona odgórnie ustalonym wolumenem. Gdyby taki mechanizm zastosować na obydwu etapach przetargów, ustalony dla stałego klienta wolumen przestałby być iluzją.
Szacuję, że 99% klientów lasów państwowych to „stali klienci” więc nie ma istotnej różnicy czy mówimy o przetargu otwartym (aukcji) czy przetargu zamkniętym. W dobrze pojętym interesie gospodarczym Państwa Polskiego nie jest stawianie przedsiębiorców co pół roku w obliczu katastrofy i perspektywy zamykania firm. Każdemu stałemu klientowi powinno przysługiwać prawo do realizacji zdecydowanie większego wolumenu niż dzisiejsze podkreślam iluzoryczne 50%. Optymalne wydaje się 80% wolumenu zakupów z poprzedniego roku, podczas gdy 20% powinno być dystrybuowane na aukcjach. To z pewnością przyczyniłoby się do względnej stabilizacji rynku w granicach+- 20%. Czy takie rozwiązanie ograniczy konkurencję? Nie, ponieważ owe 20% to masa ponad 6 mln metrów sześciennych, a największe tartaki w Polsce przecierają maksymalnie 0,2-0,3 mln metrów sześciennych drewna rocznie. Więc nawet największa firma jest w stanie wejść na rynek z roku na rok. Jeżeli nie zagwarantujemy stabilizacji, wkrótce polskie towary przestaną być atrakcyjne zarówno na rynku krajowych jak i w eksporcie. Nie trzeba chyba dodawać, że eksport branży drzewnej i meblarskiej to wciąż motory polskiego handlu zagranicznego, który istotnie przyczynia się do wzrostu PKB. Branże te generują zdecydowanie największe, blisko 30 miliardowe, dodatnie saldo w obrotach z zagranicą.
Najbardziej w obecnej sytuacji chwili zaniedbanym elementem systemu jest edukacja kupujących. Wśród licznego grona mikro i małych przedsiębiorstw dominuje efekt wykluczenia cyfrowego. Podbijanie ceny za wyimaginowaną jednostkę przeliczeniową WC1 o kilka złotych nie daje poczucia pełnej wartości zamówienia. Klikanie z wygodnego fotela na aukcje w Krośnie i Szczecinie nie daje poczucia odległości i kosztów transportu. Do tego ujawniają się zachowania hazardowe i górę biorą emocje. Bo w dogrywce jest tylko 30 sekund na przebicie oferty. Ja sam, który uważam, że sprawnie posługuję się komputerem potrafię popełniać błędy w trakcie dogrywki. W efekcie decyzje podejmowane są irracjonalnie, bo trwa walka o być albo nie być każdej firmy. Na całą tą stresującą i całkowicie niepewną sytuację nakłada się jeszcze jeden element. Najlepszym motywatorem dla Polaka jest powiedzieć mu, że czegoś nie uda się zrobić. Odpowie „Co? Ja nie dam rady?” Ten mechanizm działa również na aukcjach, a zauważyłem to po sobie oraz innych kupujących. Obrazuje to następująca sytuacja. Na wystawione tysiąc metrów sześciennych drewna przystępuje do aukcji dwóch kupujących z planem zakupu po 600 metrów. Kiedy jeden widzi, że konkurencyjna oferta powoduje redukcję jego zaplanowanej do zakupu masy drewna do 400 metrów, podbija całą stawkę. Drugi najczęściej robi to samo. I tak sytuacja dochodzi do absurdalnych rozmiarów, cena skacze o kilkadziesiąt procent. Gdyby jeden i drugi świadomie przy kolejnym podbiciu ograniczyli swój apetyt do 500 metrów uzyskaliby obydwaj satysfakcjonujące ceny i niewiele mniejszy od założonego wolumen. Podobne sytuacje mają miejsce na każdej niemal aukcji. Kolejny więc postulat musi trafić do świadomości klientów realizujących zakupy. Odpuśćmy wszyscy 10-20% założonego do zakupu wolumenu a ceny spadną! Można wygrać realizując 80-90% swojego planu! Nie trzeba walczyć o wcześniej wymyślone 100%. Wielokrotnie dowiedziono, że 80% efektów pochłania 20% kosztów, a na pozostałe 20% efektów potrzeba wyłożyć aż 80% budżetu. W pewnym sensie zasada ta sprawdza się przy zakupach drewna. Ten postulat jest możliwy do wprowadzenia najszybciej, bo zależy od samych kupujących.
Dyskusja nad niezbędnymi zasadami funkcjonowania rynku drewna z pewnością może być dużo dłuższa, ale wprowadzenie wyżej przedstawionych postulatów zdecydowanie ustabilizowałoby dziś rozchwiany rynek! Dlaczego obawiam się, że zabraknie woli politycznej do proponowanych zmian? Bo na niepewności, wzroście cen drewna i ograniczeniu rozwoju firm budżet Państwa, w krótkiej perspektywie zrobi dodatkowo kilka miliardów złotych rocznie.
Dr inż. Tomasz Wiktorski
Właściciel B+R Studio Analizy Rynku Meblarskiego
Doktorat z nauk leśnych w zakresie drzewnictwa obroniony z wyróżnieniem w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie na Wydziale Technologii Drewna.
Ekspert Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli
Członek Polskiego Towarzystwa Statystycznego