Pracownicy piszą list do Świętego Mikołaja

Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia chciałbym Państwu razem z życzeniami przesłać prezent – najnowszy raport na temat strategii i potrzeb w zakresie HR pt. „Pracownik na wagę złota”

Z Witkiem Zalechem spotkałem się w 2012 roku na organizowanym przez niego szkoleniu z kompetencji sprzedażowych i komunikacyjnych. Było to dla mnie niezwykle odkrywcze doświadczenie a materiał z każdego z dziesięciu dni szkoleniowych omawiałem z nieukrywanym entuzjazmem z pracownikami. Wszystko po to, aby efektywniej i szybciej zamykać transakcje. Mieliśmy okazję pracować później przy projekcie szkoleniowym dla grupy firm z Dobrodzienia w czasach kiedy pracowałem w grupie KLER.

W tym roku odnowiliśmy współpracę a rozpoczęliśmy od projektu badawczego, który diagnozuje sytuację w zakresie rynku szkoleniowego, ale również szerzej opisuje strategie firm meblarskich w dobie rynku pracowników. Zapytaliśmy więc o zdanie pracowników zarówno z kadry menadżerskiej jak i kadry wykonawczej o ich potrzeby i działania realizowane przez firmy. W ten sposób powstał swoisty „list do świętego Mikołaja”, w którym pracownicy dzielą się swoimi opiniami na temat potrzeb i warunków w pracy.

Żeby nie zdradzać za dużo, skupmy się przez chwilę na kilku zagadnieniach. Samo słowo „szkolenie” nie kojarzy się w firmach dobrze z uwagi na zbyt wiele szkoleń, które nie przyniosły efektu i zbyt wiele firm, które po prostu psują rynek. Smutne to zważywszy na tempo zmian na rynku i konieczność dostosowania się firm do nowych realiów. Ale przejdźmy do istotniejszych spraw. Po pierwsze praktycznie wszyscy zgadzają się co do faktu, że o pracownika należy dbać, ponieważ ogranicza to rotację (nowa osoba to koszty szkolenia, niższa wydajność na rozruchu, etc.) oraz jest to elementem budującym efektywność zespołów. Po drugie rośnie znaczenie innych czynników niż samo wynagrodzenie w pozyskaniu i utrzymaniu pracownika, a atmosfera w miejscu pracy jest czasem ważniejsza niż pieniądze. Po trzecie i chyba najważniejsze aż 70% respondentów wskazało na „potrzebę doskonalenia kompetencji miękkich kadry zarządzającej”! Te trzy aspekty mówią o ogromnej zmianie jaka zaszła na rynku. Pracowników brakuje i będzie ich brakowało coraz bardziej. Kluczowym zadaniem dla osób zarządzających stanie się osiąganie lepszych wyników z tym samym lub malejącym zespołem. Mam też pełną świadomość, że nie wszędzie komputer lub szybsza obrabiarka rozwiążą problem.

Możecie więc Państwo zwrócić uwagę na dwa aspekty: kompetencje kadry zarządzającej w zakresie motywowania i komunikacji z pracownikami, rola szkoleń jako pozapłacowego sposobu na budowę efektywnego zespołu. W wyniku projektu wyłonił się wyraźny obraz rynkowej potrzeby. Bazuje ona na połączeniu wiedzy branżowej z doświadczeniem w zakresie definiowania celów i przełożenia ich na efektywne strategie firmowe. Efekt jest taki, że zarząd lepiej dogaduje się z pracownikami, a pracownicy po szkoleniach czują się bardziej związani z firmą. Do tego znając zasady i oczekiwania sprawniej realizują przydzielone zadania.

Ważne, aby szkolenie nie było oderwanym epizodem a indywidualnie dobranym narzędziem w realizowanym procesie. Od uczestnictwa w szkoleniach i poprawy wyników można uzależnić awans, a z drugiej strony uczestnictwo w szkoleniu można uzależnić od starań i wyników. Zasady grywalizacji pomogą zoptymalizować nakłady na fundusz płac i osiągnąć lepsze wyniki niższym kosztem. Cały proces doradczo-szkoleniowy wciąż można połączyć z atrakcyjnym finansowaniem unijnym – w czym również możemy pomóc. W tym roku zrealizowaliśmy już blisko pięć tysięcy dofinansowanych godzin szkoleniowych dla branży meblarskiej.

Życząc refleksji i odpoczynku w trakcie nadchodzących świat proponuję zastanowić się czy obok karpia nie zafundować pracownikom kilku dobrych naszych szkoleń.

A raport „Pracownik na wagę złota” można bezpłatnie pobrać ze strony www.brstudio.eu. Zapraszam do kontaktu.

High Point

Po wojnie handlowej na linii USA–Chiny świat meblarski już nie będzie taki jak dawniej. Obecny czas to unikalna szansa, aby poszerzyć obecność na amerykańskim rynku lub postawić tam pierwsze kroki.

Primo – sytuacja w Europie. Wzrost gospodarczy w Niemczech osłabł i jest niepewny. Zdaniem jednego z dostawców dla „dużego handlu niemieckiego” podobno na europejskim rynku pojawiły się duże ilości mebli w cenach, jakich nie było od dekady. Przypadek? Nie sądzę. Bariery celne ograniczyły amerykański popyt na chiński towar, który należy gdzieś „wypchnąć”. Nie będę się dziwił, jeśli się okaże, że ten towar otrzyma państwowe subwencje. Wyścig płacowy w Polsce, zamiast hamować, jest jeszcze podsycany, a na nowe maszyny u głównych dostawców podobno czeka się obecnie nawet dwa lata! Biorąc pod uwagę powyższe nie dość, że polscy producenci mebli, aby przeżyć, muszą w błyskawicznym tempie uczyć się pracować z robotami oraz digitalizować procesy, to może się okazać, że muszą również zdobyć nowych klientów.

Secundo – sytuacja w Ameryce. Stany Zjednoczone na przestrzeni ostatnich dwóch dekad z największego producenta mebli zamieniły się w największego na świecie importera tych dóbr. W 2016 roku blisko 29 mld USD stanowił import mebli z Chin, a ponad 4 mld USD z Wietnamu. Rynek mebli w USA jest wart ponad 120 mld USD w cenach producentów, a w tym import mebli miał w 2016 roku wartość 57 mld USD. Stany Zjednoczone nie mogą dziś funkcjonować bez importu. Obecnie obowiązują cła na produkty z Chin, w tym meblarskie, które wynoszą 25%, a niewiele brakowało, a doszłoby do kolejnej podwyżki w poprzednim miesiącu. Z pewnością skorzysta na całej sytuacji Meksyk, choć ten kraj też nie jest na liście ulubieńców prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Tertio – świat nie stoi w miejscu. Amerykański handel od kilku miesięcy gwałtownie rozgląda się po świecie, szukając mebli. Naturalnie w pierwszym kroku po ustanowieniu barier celnych na import z Chin handlowcy przerzucili zamówienia do Wietnamu, ale tam natychmiast wszystko się zatkało – fabryki, porty, brak kontenerów… W lipcu redakcja „Furniture Today” opublikowała dodatek „Global Sourcing Guide”, gdzie za sprawą opracowanych i udostępnionych przeze mnie danych, Polska pojawiła się wśród 10 krajów potencjalnie interesujących dla USA pod kątem zakupów mebli. We wrześniu organizowałem również misję handlową dla kupców zza oceanu. Mówi się, że obecna strategia amerykańskiego handlu zmierza w kierunku dywersyfikacji rynków zakupu mebli. Z oczywistych względów tylko część zakupów zostanie przeniesiona z Państwa Środka na inne kraje, ale wydaje się, że zakupy o wartości 1–2 mld dolarów są realne do ulokowania w Polsce.

To szybcy zjadają wolnych, a nie wielcy małych. Ewolucja po wielokroć udowodniła, że przetrwają Ci, którzy będą się potrafili przystosować. Nowe zamówienia popłyną do tych, którzy podejmą ryzyko i wykorzystają szansę. Ale dlaczego warto walczyć o USA? Ponieważ dla Amerykanów jesteśmy atrakcyjną europejską alternatywą dla Włoch. Oczywiście agresywna polityka cenowa obowiązuje – przecież nikt nie chce tracić marży. Jednak pozycja negocjacyjna jest zgoła odmienna w handlu z USA i Niemcami. Dlaczego więc wszyscy Polscy producenci się jeszcze nie rzucili na eksport do Ameryki? Po pierwsze, dlatego że to wymaga trochę więcej wysiłku – niewiele firm ma dziś przygotowane kolekcje na rynek USA, a gusta są tam inne. Po drugie, dopóki nie pojawią się wolne moce produkcyjne, to zgodnie ze staropolskim przysłowiem „lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu” i pracujemy dla niemieckiego handlu.

Po raz drugi w tym roku piszę felieton na lotnisku. Tym razem w drodze na targi w amerykańskim High Point. To największe i najstarsze targi meblowe na świecie. Tam z Izbą Meblową i przy wsparciu PFN od wiosny będziemy przez trzy edycje promować polskie firmy na 300 metrach kwadratowych. Mamy jeszcze wolne miejsca… Chcą Państwo zacząć sprzedawać do USA? My już nad tym pracujemy. Zapraszam więc do przystąpienia do projektu – więcej informacji na www.brstudio.eu lub bezpośrednio u mnie tomek@brstudio.eu.