Wiele razy słyszałem, że kiedyś to produkowaliśmy dużo, ale nic z tego nie zostawało. Teraz za to produkujemy mniej, ale drożej i w końcu wynik zostaje.
Do tych przemyśleń natchnęły mnie wyniki analiz przygotowanych przy okazji 15 już edycji raportu Polskie Meble Outlook, który niedawno się ukazał. W zasadzie cofnął bym się do wystąpienia przedstawiciela Alior Banku z Kongresu Meblarskiego 2022. U progu kryzysu wywołanego rosyjską agresją na Ukrainę przedstawiciel banku stwierdził, że z perspektywy banku przyszłość branży jest optymistyczna. Wziął pod uwagę popyt i podaż – wyrobów gotowych oraz surowców do produkcji, oraz czynniki wpływające na produkcję takie jak koszt pracy i energii. Ot i cała produkcja mebli. Skoro popyt spada to będą też spadały ceny. Zarówno wyrobów gotowych jak surowców. Surowce do produkcji taniały nawet szybciej niż wyrób gotowy, bo sprzedaż w ostatnim czasie szła częściowo z zapasów magazynowych, a produkcja była ograniczana bardziej niż wynikało to ze spadków sprzedaży. A wręcz koszty w tym przypadku powinny spadać szybciej niż spadek popytu. Wzrost cen energii – na ten czynnik branża powinna się była szybko przygotować inwestując w OZE, a że większość produkcji odbywa się w czasie dnia, i jeśli dodamy termomodernizację obiektów, wymianę silników na bardziej oszczędne, instalację inteligentnego oświetlenia etc. to i wzrost kosztów prądu nie powinien być aż tak dokuczliwy. Wzrost kosztów wynagrodzeń. Po pierwsze wiadomo było z wyprzedzeniem, że nastąpi, a więc był czas na przygotowanie. Optymalizacje, inwestycje w roboty etc. Sumując, spodziewano się, że popyt spadnie, ale koszty spadną bardziej co w efekcie daje stabilną perspektywę.
Co zobaczyliśmy w naszych analizach? Wolumen eksportu zmalał aż o 11 procent, wartość produkcji spadła o 7 procent, ale wartość eksportu spadła tylko o 3 procent. W efekcie wskaźnik rentowności prawdopodobnie (na razie mówimy o wartościach szacunkowych) wzrośnie z 5,7 do 6 procent.
Narracje do tej sytuacji są dwie. Jedna dla pesymistów, a druga dla optymistów. Dla pesymistów oczywiście dzieje się bardzo źle. Musimy podnosić ceny nawet, gdy ilość sprzedawanych produktów maleje. Toż to równia pochyła i droga w jedną stronę. Jednak optymiści mogą zauważyć, że cena za kilogram mebla wzrosła, a więc branża przesunęła się odrobinę w kierunku wyższych segmentów rynku.
Tak jak zauważył Alior szereg procesów jest przewidywalnych i jeśli ktoś się do nich nie dostosuje to prędzej czy później wypadnie z rynku. Niestety nie da się przeoczyć faktu, że liczba firm nierentownych wzrosła (i to pomimo wzrostu średniej rentowności branży). Spada też ogólna liczba firm meblarskich.
Zwrócę jeszcze uwagę na istotną sprawę. Główni konkurenci europejscy czyli Niemcy i Włosi są w stanie wygenerować wyższą wartość sprzedaży, przy istotnie wyższych kosztach (np. wynagrodzeń) i istotnie mniejszych wolumenach produkcji. Jak oni to robią??? Oczywistym jest, że większość firm korzysta z podwykonawców zagranicznych na przykład z Polski, ale również innych krajów europejskich czy azjatyckich. My natomiast jak te „Zosie samosie” chcielibyśmy wszystko zrobić u siebie. Niestety tracimy konkurencyjność i w wielu aspektach nie jesteśmy najtańsi. My umiemy produkować meble, ale nie jesteśmy specjalistami w handlu – powiedział do mnie dawno temu prezes dużej firmy. Może i tak, ale to dziś nie wystarczy aby notować przyzwoite wyniki pozwalające się rozwijać. Potrzebujemy zarówno kompetencji handlowców – hurtowników (to wniosek z kilku lat wystaw w USA), potrzebujemy wycisnąć więcej z produkcji (to wniosek z wizyt w polskich firmach – a są takie, które w sposób mistrzowski zorganizowały produkcję), potrzebujemy w końcu otworzyć się na kooperację międzynarodową z podwykonawcami (to wniosek z ostatnich analiz). Design, innowacyjność i funkcjonalność mebla to w tym przypadku warunek bezdyskusyjny.
Ostatnie lata dobitnie pokazały potrzebę zwinności i szybkiego reagowania na sytuację. To ważna umiejętność również na przyszłość. Rozumiem, że zapasy gotówki z czasów pandemii, albo się kończą, albo się skończyły – to znaczy tym, którzy nie zdążyli się zmienić. Ci którzy w porę wyczuli konieczność i kierunek zmian już dziś mają wyższe marże.