Ze Zgorzelca do Lizbony w 24 godziny – rajd niczym Top Gear.

Ułańska fantazja pozwala na urzeczywistnianie pomysłów, które Brytyjczycy traktują w kategoriach żartów.

Godzina 0:00 tankowanie trzyipółtonowego Citroena zakończone. Do baku, tankowanie pod korek, weszło 68 litrów. Meble zapakowane, skrzynki z narzędziami też i trzech sprawnych chłopaków w roboczych ubraniach wskakuje do nieklimatyzowanej kabiny. Otacza ich chłód nocy i światła lamp drogowych – jadą na montaż. Choć chciałbym w tym miejscu napisać o fantazyjnym wyścigu w 24 godziny na portugalskie wybrzeże Atlantyku – co jest zupełnie realne – to zwykle dojazd nie zajmuje więcej niż 6 godzin. Z terenów przygranicznych można w ten sposób do jechać praktycznie w każdy zakątek Niemiec, Czech, Słowacji, Węgier, Litwy, dojechać do granic Holandii, Francji, przynajmniej do połowy Austrii, Białorusi, Ukrainy. 12 godzin montażu i o północy ekipa jest z powrotem w domu. W miejscowościach skupiających mniejszych producentów istnieją firmy specjalizujące się w usługach transportowych realizowanych za pomocą wyłącznie 3,5-tonowych aut, których nie obowiązuje tachometr i godziny pracy kierowcy. Tam kierowca na równi z paliwem tankuje kolejne litry kawy i drinki energetyczne.

Mimo, że meble z Polski dostarczane są do klientów w ilościach „przemysłowych”, co potwierdza 2,7 mln ton wyeksportowanych mebli w 2011 roku – dla porównania eksport mebli z Niemiec i podobnie z Włoch to niecałe 2 mln ton – to w zdecydowanej części przypadków były to meble dostarczone na indywidualne zamówienia złożone w całej Europie przez klientów indywidualnych. Jak to możliwe? – Dzięki systemom masowej indywidualizacji produktu, które są standardem w polskiej branży meblarskiej. Pozwalają one na indywidualizację zamówienia idącą w setki opcji i wariantów – poprzez tkaniny, kolorystykę, konfiguracje kształtów itp. Nowoczesne systemy pracy, zarządzania i logistyki stosowane
w polskim przemyśle są gwarancją terminowej realizacji zamówień, dostaw i wszechstronnego serwisu. Meble zamawiane w Polsce nie wymagają zamówienia całego kontenera i oczekiwania na wyprodukowanie jego pełnej zawartości, transport morzem, przeładunek. Logistyka dostaw meblowych z Polski pozwala dziś na dostarczenie pojedynczego modelu w 48 godzin w dowolne miejsce w Unii Europejskiej i innych krajów Europy. Na stole wyprodukowanym w piątek w Polsce, w niedzielę można zjeść obiad w dowolnej części Europy.

Standardem w polskich firmach są biura konstrukcyjno-technologiczne, które mogą wykonać projekt aranżacji wskazanego wnętrza lub opracować rozwiązania technologiczne do produkcji gotowych projektów, czy całkowicie nowatorskie rozwiązania. Wszystko z użyciem nowoczesnego oprogramowania 3D, jeśli trzeba z wykonaniem makiet, modeli drukowanych na drukarkach 3D lub nawet salonów pokazowych. Wysoko wyspecjalizowana kadra polskich inżynierów, technologów, programistów jest w stanie podołać praktycznie każdemu zadaniu. Rozwiązania technologiczne i projektowe polegające na opracowaniu produktów na podstawie indywidualnych projektów odbiorców, czyli – inaczej mówiąc – dostosowanie rozwiązań technologicznych i produkcyjnych do ściśle określonego mebla, jest przykładem wszechstronnych możliwości polskiego meblarstwa. Biura konstrukcyjne polskich firm są w stanie wykonać najśmielsze aranżacje. Interesującym przykładem ich możliwości jest biblioteka Vennesla w Norwegii [realizacja Famos], a także najnowocześniejsze stadiony piłkarskie takie jak Stadion Narodowy
w Warszawie [Forum Seating], prestiżowe hotele choćby w Sydney w Australii [PAGED], czy realizacje deweloperskie w Londynie [Janmar]. Oczywiście wymienione firmy tylko otwierają listę kilkudziesięciu, a może nawet kilkuset producentów, którzy nie boję się dostarczyć towaru
w dowolne miejsce na świecie.

Zindywidualizowane meble dostarczane w małych seriach to dziś argument, którym wygrywamy konkurencję z Dalekim Wschodem. O ile meble z Chin w statystykach eksportu dominują praktycznie w dostawach do dowolnego kraju, to zwykle jest to masowy produkt dostarczany kontenerami. Tylko w takiej sytuacji może być tańszy od produktu z Polski. Zdaje się, że zachodnioeuropejscy odbiorcy zachłyśnięci 5 lat temu azjatycką ceną, dziś liczą ponownie i rachunek wychodzi na korzyść mobilności dużych ciężarówek i małych dostawczaków z Polski.

 

Nowoczesność w meblarstwie

Zwykło się uważać, że nowoczesność to futurystyczne kształty – albo Internet zaszyty w coraz dziwniejszych przedmiotach. Warto zdać sobie sprawę nowoczesność w meblarstwie ma swoje drugie ukryte oblicze.

Nowoczesność, której doświadczamy we własnym domu jest już pochodną rewolucji, która nastąpiła co najmniej dekadę lub dwie dekady temu po stronie producentów. Na początku lat 90. nastąpiła wielka modernizacja przemysłu meblarskiego w Polsce. Wiele zakładów zostało wybudowanych od podstaw, a wiele rozbudowano i unowocześniono. Odwiedzając niedawno Bułgarię, która podobnie jak Polska przechodziła przemiany ustrojowe, byłem przerażony stanem BHP w jednej z największych tamtejszych firm. W Polsce, w co najmniej średnich przedsiębiorstwach, taki stan rzeczy jest nie do pomyślenia. Równie duży dystans dzielił park maszynowy.

W Polsce szybko po przemianach roku 89, pojawiło się także wielu inwestorów wprowadzających nowoczesne systemy produkcji i zarządzania, między innymi Furninova, Steinhoff, Swedwood/Ikea. W dniu dzisiejszym grono reprezentantów firm europejskich inwestujących w Polsce znacznie się poszerzyło. Kolejni rozważają już nawet przenoszenie produkcji z Chin do Polski. Oczywistą konsekwencją takiego zaangażowania w polską branżę meblarską inwestorów pochodzących z innych krajów jest transfer systemów produkcji i systemów zarządzania. To dlatego też polski przemysł meblarski jest dziś kompatybilny z najnowocześniejszymi tego typu systemami na świecie. W dużych firmach branży meblarskiej w Polsce nad standardem wykonania czuwają certyfikowane systemy zarządzania jakością najczęściej typu ISO 9000. Produktywność, efektywność, i humanizację produkcji wspomagają systemy według metodologii REFA (REFA Bundesverbande.V.). Proces produkcji najczęściej jest monitorowany systemami klasy ERP/ MRP II.

Czynnikiem rozwoju i sukcesu przedsiębiorstw produkujących meble w Polsce jest wyraźnie widoczny od dawna trend polegający na inwestowaniu w innowacje z zakresu IT, w najnowocześniejsze technologie i urządzenia. Kolejne fale spowolnienia i konieczność optymalizacji kosztów winduje wydajność polskich firm. Produkcja i eksport rosną z roku na rok, a zatrudnienie spada od blisko 4 lat. Wszystko dzięki lepszej organizacji, automatyzacji, Internetu, itp. A jeśli nawet specyfika produkowanego mebla wymaga zastosowania tradycyjnych technologii, to są one realizowane przy użyciu systematycznie unowocześnianych maszyn, urządzeń i nowoczesnych systemów organizacji pracy. Wykorzystywane w polskich firmach komputerowe systemy sterowania produkcją już od dawna uwzględniają kontrolę maszyn z poziomu internetu. Zdalnie można wykonać diagnostykę urządzenia, wygenerować raporty czy przeprogramować urządzenie. Wiele firm pracuje od dawna wykorzystując zintegrowane aplikacje pozwalające na efektywne wykonanie zadania od momentu przyjęcia zamówienia poprzez stworzenie projektu, instrukcji montażu, przygotowanie produkcji, nadzoru nad produkcją, optymalizację zużycia materiałów, magazynowaniem i ekspedycją, a także procedurami serwisowymi. Powszechne u polskich producentów urządzenia numeryczne wraz z nowoczesnym oprogramowaniem wykorzystywane do produkcji mebli dają gwarancję precyzyjnego ich wykonania i racjonalnego wykorzystania materiałów.

Oprócz rodzimych producentów nowoczesnych urządzeń, swoje maszyny dostarczają polskim firmom światowi liderzy w obróbce drewna i produkcji mebli, między innymi grupa Homag, grupa Weinig, SCM i inni. Zakupione przez polskich producentów za granicą maszyny, urządzenia i narzędzia do produkcji mebli i obróbki drewna według danych Eurostat w 95% pochodzą od producentów europejskich: niemieckich (46%), włoskich (21%), austriackich (6%), belgijskich (3%).

Nowoczesność technologiczna, o której tu dużo napisałem ma jednak swoją pułapkę. Dysponowanie najnowocześniejszym parkiem maszynowym dziś nie gwarantuje sukcesu, ponieważ mogą mieć go wszyscy. Spowszedniała nowoczesność nakazuje ponownie przemyśleć, na czym budować przewagi i wartość dodaną.

Chciałbym dziś wspomnieć śp. dr Bogusława Kwarciaka, który odszedł przedwcześnie rok temu. To z nim i jego żoną Krystyną wspólnie tworzyliśmy teksty do branżowego katalogu promującego polską branżę meblarską za granicą. Na bazie tych tekstów powstaje cykl felietonów o atutach polskiego meblarstwa. Cześć jego pamięci!

Otwartość i obecność na całym świecie

Podczas gdy nastroje wielu handlowców i producentów są minorowe ja będę kontynuował cykl poświęcony atutom polskiej branży meblarskiej. Dziś słowo o obecności mebli z Polski na całym świecie.

Ufam, że prezentowane tu przemyślenia mogą skłonić malkontentów do odważnego spojrzenia na własną strategię rozwoju. Będąc niedawno na targach w Mediolanie obecność polskich producentów oceniłem na około 5 promili (6 firm wobec 1300 wystawców), podobnie na terenie miasta – kilkanaście polskich akcentów niknęło wśród tysięcy pokazów, wystaw, wydarzeń i itp. Brałem też udział w seminarium World Furniture Outlook, a tam wśród 11 prelegentów z całego świata (od Brazylii, przez USA, Niemcy, Włochy po Malezję i Chiny) nie było Polaków. Jednak charakter naszej branży jest zgoła inny. Dziś nie nadajemy tonu, ale oddziaływanie jest tak istotne, że Polska pojawiała się niemal w każdej prezentacji, jako jeden z ważniejszych dostawców lub konkurentów.

Mogę stwierdzić, że „Jesteśmy dziś najważniejszym drugoplanowym aktorem światowego meblarstwa!” Czy stać nas na to, aby w końcu upomnieć się o pierwszoplanową rolę?

Już od lat polskie meble są obecne na całym świecie. W prestiżowych miejscach, ale także w miejscach codziennej aktywności zwykłych ludzi. U prestiżowych klientów, ale także w przestrzeni publicznej. Na lądzie i na morzu. Polskie meble znajdują się w wielu prywatnych domach i mieszkaniach, rezydencjach i pałacach, w bibliotekach, szkołach, na wyższych uczelniach, w urzędach miejskich, biurach, hotelach, pubach, kawiarniach i restauracjach, a nawet w studiach telewizyjnych i salach kinowych, między innymi: w Australii, Belgii, Chile, Danii, Etiopii, Francji, Gruzji, Holandii, Izraelu, Japonii, Kazachstanie, Litwie, Łotwie, Malezji, Nigerii, Portugalii, Rosji, Szwecji, Turcji, w USA, we Włoszech i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W 2012 roku meble z Polski trafiły do 167 krajów na świecie, a dostawy o wartości powyżej miliona dolarów do 74 krajów (wg danych ONZ dla grupy towarowej CN 94). Ten wynik to nie tylko zasługa firm będących własnością zagranicznych koncernów (IKEA, Steinhoff itp.), ale również firm stanowiących przykład polskiego sukcesu, takich jak: Black Red White, Nowy Styl, Szynaka Meble, Forte, Meble Wójcik, Kler, Profim, Mebelplast itp. Co więcej, to również zasługa firm średnich i małych, a nawet mikro, wśród których można wymienić: Balma, Janmar, Meble Roja, Zięta Prozessdesign, Szultka Furniture i wielu, wielu innych mniej znanych.

Uważam, że prawo do ubiegania się o pierwszoplanowe role potwierdzają wyjątkowe miejsca, w których dziś znajdują się meble z Polski. To w polskie meble zostały wyposażone sale kongresowe, w których odbywał się nie jeden szczyt unijny, na których pojawiały się głowy wszystkich państw (np.: COM40, MDD, AEK Design), a ceniący jakość Władimir Putin znany z zamiłowania do komfortu jest posiadaczem kilku kompletów polskich skórzanych kanap (Kler). W goszczącej liczne sławy restauracji La Petite Maisone w hotelu Majestic w Cannes znajdują się polskie meble, podobnie jak w Pałacu Prezydenckim w Paryżu (Paged). Premiera pierwszego modelu iPhona w Niemczech odbyła się z wykorzystaniem mebli prezentacyjnych wykonanych przez polskiego producenta mebli. Meble te stanęły we wszystkich niemieckich salonach sprzedających iPhona w okresie ich największego oblężenia (Meble Jończyk). Przedstawiciele rosyjskich najwyższych władz odpoczywając w Park Inn Pribaltiyskaya w St. Petersburgu korzystają z mebli wyprodukowanych w Polsce (Bizzarto). W atrium i w reprezentacyjnych wnętrzach gmachu Justus Lipsius-siedziby Sekretariatu Generalnego Rady Unii Europejskiej w Brukseli zaprezentowane zostały, w trakcie Polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, specjalnie zaprojektowane na tę okazję polskie meble będące połączeniem tradycyjnych, naturalnych surowców z nowoczesnym wzornictwem i z zaawansowanymi technologicznie innowacyjnymi rozwiązaniami (Paged, Com40). To tylko wybrane przykłady z tysięcy wnętrz na świecie wyposażonych w polskie meble.

Wnioski z seminarium na temat światowego meblarstwa były jednoznaczne: w Europie trwa kryzys i rynek się skurczy, a istotnych wzrostów należy szukać w krajach Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Nie będzie nadużyciem, jeżeli stając do przetargów powołamy się na sukcesy branży, której jesteśmy częścią.

Będę wdzięczny za przesłanie na mój adres email tomasz.wiktorski@brstudio.eu informacji na temat dostaw i realizacji w ciekawych i prestiżowych miejscach na całym świecie.

Tradycja meblarska

Historycznie uznanymi i opisanymi stylami mebli wytwarzanych na terenach obecnej Polski są, sprzed pięciuset lat – meble gdańskie i meble kolbuszowskie – sprzed trzech wieków.

W czasach historycznych produkcją zajmowali się rzemieślnicy i oczywistym jest, że styl mebli gdańskich był już efektem kilku wieków doświadczeń. Na rycinach obrazujących wizytę Ottona III w Gnieźnie, przedstawiony jest on siedzący na bogato zdobionym tronie. Nawet w rekonstrukcji chaty w Biskupinie, sprzed dwu tysięcy siedmiuset lat (VII w. p. n.e.), prezentuje się stołki, ławy, ławki i kufry. Sam ten fakt nie jest jeszcze wybitnym osiągnięciem, ponieważ wtedy już od ponad 2 tysięcy lat stały piramidy w Egipcie, cywilizacja chińska miała już ponad tysiąc lat, w Mezopotamii, w Babilonie pod rządami Nabuchodonozora II budowano monumentalne budowle, legendarny Romulus zakładał Rzym, a w Ameryce południowej swoją kulturę zaczynali rozwijać Majowie. Nie mniej plemiona zamieszkujące teren Polski nie były koczowniczymi i w osiadłym trybie życia używały mebli.

Dla nas ważniejsza jest trochę nowsza historia. Wieloletnie doświadczenie polskich film meblarskich w produkcji to bardzo ważny czynnik decydujący o jakości i trwałości produkowanych mebli. Można wskazać wśród polskich firm funkcjonujących dziś, te których tradycja ma ponad sto trzydzieści lat (np. Famos, Fameg, Paged Jasienica), a niektóre z polskich firm o charakterze rodzinnym, prowadzone są przez przedstawicieli już piątego pokolenia (Meble Jończyk z Dobrodzienia). Doświadczenie i praktyka wynikające z historii mają ogromny wpływ na jakość pracy, choćby przy produkcji elementów wymagających pracy ręcznej, na przykład w meblach ekskluzywnych. Dodatkowo wynikający z tradycji rzemieślniczej etos pracy daje gwarancję solidności i rzetelności wykonania tej pracy. Zdaniem Richarda Sennetta, socjologa, badacza współczesnego kapitalizmu: „…rzemiosło jest brakującą cnotą kardynalną współczesnego […] pracownika, studenta i obywatela. „[…] Rzetelność, nawet jeśli nie przynosi korzyści materialnych, jest duchem prawdziwego rzemiosła” ( Richard Sennett: The Culture of the New Capitalism, 2006, Yale University Press.)”.

Wiele dużych polskich firm meblarskich, zatrudniających dziś często setki pracowników i mających ugruntowaną pozycję na rynku europejskim, przed kilkudziesięciu laty były małymi rzemieślniczymi zakładami. I chociaż wiele się zmieniło, gdy przekształciły się one w duże przedsiębiorstwa, system wartości cechujący pracę rzemieślnika nadal jest w nich podstawą działania.

Położenie Polski w środku Europy, w miejscu gdzie od stuleci przecinają się wpływy Zachodu i Wschodu, Północy i Południa ma też duże znaczenie dla kształtowania się polskiego przemysłu meblarskiego. Znakomitym przykładem tego, jak związki meblarstwa Polski i Europy przyniosły korzyści europejskiemu meblarstwu, jest technologia produkcji mebli giętych Michaela Thoneta, która trafiła na ziemie polskie i została tutaj twórczo rozwinięta. Synowie Micheala Thoneta w 1881 roku uruchomili w Radomsku firmę pod nazwą „Bracia Thonet”, która do dziś działa pod nazwą FAMEG, a także fabrykę w Jasienicy – dzisiejszy Paged Meble. Na bazie meblowej tradycji wokół Radomska wyrosło zagłębie meblowe. Innym interesującym przykładem na związki historii ze współczesnym meblarstwem jest klaster Meble Elbląg w regionie, który można uznać za kolebkę wspominanych na wstępie mebli gdańskich. Ośrodkiem z wielowiekowymi tradycjami produkcji mebli i historycznymi związkami z kulturą europejską jest również Dobrodzień, który jeszcze sto lat temu znany był jako Guttentag. Miejsc z długą tradycją produkcji mebli jest więcej – np. Góra Kalwaria, Swarzędz i okolice Poznania, Kępno, Twardogóra. Dziś praktycznie na terenie całej Polski działają firmy produkujące meble i czerpią one korzyści z bogactwa jakim jest dziedzictwo historyczne i związki kulturowe z różnymi regionami Europy.

Zwracam się w tym miejscu z apelem do osób, które kontynuują tradycje stolarskie w firmach istniejących od co najmniej czasów międzywojennych. Proszę opiszcie swoją historię i prześlijcie na mój adres tomasz.wiktorski@brstudio.eu, może kiedyś powstanie z tych historii książka.

Mistrzowie światowego eksportu mebli

Wiele razy pisałem o konieczności zmian w branży meblarskiej, aż w końcu przyszedł czas napisać coś konstruktywnego, co z mojej perspektywy wydaje się ważne i słuszne dla interesu całej branży.

 

Chciałbym Państwa przekonać, że to co robicie, każdy w swojej firmie, mniejszej czy większej, jest ważną częścią polskiej branży meblarskiej, a razem tworzy jakość na najwyższym światowym poziomie. Prowadzę firmę jak każdy z was, więc znam dokładnie te same problemy, które dotykają waszych firm. Koszty, poszukiwanie klientów, zatrudnianie, zwalnianie, reklamacje, administracyjna udręka i tak dalej, i tak dalej. Czasem trudno uwierzyć, że to co robimy ma jakiś większy sens po za spłatą kredytów na koniec miesiąca i zakupami w weekend hipermarkecie. A jednak!

 

Mam ten komfort, że prowadząc analizy rynku spoglądam z boku na wysiłki wszystkich waszych firm. I co z tego wynika? W 2012 roku wyeksportowali Państwo meble o wadze 2,7 mln ton. W tym samym czasie zarówno z Niemiec jak i z Włoch wyjechały meble o wadze około 2 mln ton. Od Polaków lepsi są tylko Chińczycy, którzy eksportują 5,5 razy więcej niż Polska. Jeśli jednak zauważymy, że jest ich 34 razy więcej niż Polaków, to okazujemy się mistrzami świata w eksporcie kilogramów mebli przeliczonych na osobę! Ten wynik osiągamy już dzisiaj. Taki rezultat jest sam w sobie wielkim osiągnięciem i pozwala na transfer know-how, instalacje najnowszych technologii. Pytanie, czy ten wynik jest satysfakcjonujący? Na pewno nie! W 2012 roku wiele firm musiało zmniejszyć zatrudnienie, wiele się zamknęło, kilka jest w likwidacji. Rentowność wszystkich obniżyła się do niebezpiecznego poziomu 3,8%. Zbadałem, grupę ponad 100 firm i okazało się, że 70-80% produkcji to podwykonawstwo na rzecz zagranicznych koncernów i sieci handlowych. Tylko 20% firm kreuje własny produkt. Niestety z mojego punktu widzenia to za mało. Jak poradzą sobie Państwo, kiedy koncerny zdecydują się przenieść produkcje do Wietnamu, na Filipiny czy do Indonezji? Nie namawiam nikogo na rezygnowanie ze zleceń Begrosa, Conforamy czy Ikei, ale namawiam na uruchomienie równolegle własnej marki. Niech przemówi do Państwa fakt, że gdyby polskie meble były tyle warte co niemieckie, na wasze konta wpłynęłoby dwa razy tyle co teraz. Niemcy inkasują 680 USD za 100 kilogramów swoich mebli, podczas gdy Polacy średnio tylko 340 USD.

 

Moim skromnym zdaniem wielu przedsiębiorcom brakuje pewności siebie i sami ustawiają się w drugim rzędzie. Czekają na klienta, który w teczce przywiezie zdjęcie i dokumentację techniczną kolejnego mebla.

 

Przypomina mi się pewna sytuacja. Sieć dyskontów, chciała mieć jednego dostawcę markowych parówek. Kwestie jakości, nadzoru, rozliczeń – miał być jeden dostawca. Rzecz w tym, że tylko jedna firma w kraju posiadała odpowiednio szybką maszynę potrafiącą obsłużyć całą sieć. I to właśnie ta firma dostała kontrakt, pomimo, że zaproponowana cena była o 20% wyższa niż konkurencji. Ta firma wiedziała jakie są jej przewagi i jak je wykorzystać.

Podobnie chciałbym, aby Państwo wiedzieli jakie są przewagi polskiej branży meblarskiej na globalnym rynku. Przewagi, które dodadzą pewności siebie wszystkim przedsiębiorcom i pomogą negocjować lepsze warunki handlowe. O tych przewagach pisałem w tekście do katalogu promującego polską branżę meblarską, wykonanym w ubiegłym roku na zlecenie Ministerstwa Gospodarki.

 

Zbyt mało ludzi na świecie kojarzy Polskę z meblami. Nawet sami Polacy nie zdają sobie sprawy z naszej pozycji. Dopóki my sami, ludzie zainteresowani meblami, związani z meblami zawodowo, ale również zwykli Polacy nie uwierzymy w to, że potrafimy robić meble na światowym poziomie inni tego nie docenią. Więc oto piętnaście atutów polskiej branży meblarskiej, które umożliwiły osiągnięcie statusu lidera światowego eksportu mebli.

  1. Tradycja
  2. Etos rzemieślnika
  3. Otwartość
  4. Obecność na całym świecie
  5. Nowoczesny proces produkcyjny, park maszynowy, system zarządzania
  6. Biura konstrukcyjno-technologiczne
  7. Nowoczesna logistyka dostaw i serwisu
  8. Szeroka oferta komponentów, akcesoriów
  9. Atesty, certyfikaty
  10. Proces projektowy – fachowość i fantazja
  11. Uznani projektanci
  12. Atrakcyjna cena
  13. Wszechstronność oferty, różnorodność stylów
  14. Troska o środowisko naturalne
  15. Obecność w prestiżowych miejscach

W kolejnych felietonach postaram się przybliżyć tematykę poszczególnych punktów.

Serce i Rozum w handlu meblami

W sprzedaży nie chodzi dziś o produkt najtańszy i szlachetną konkurencję w celu obniżania cen – ta droga prowadzi prosto na Daleki Wschód. Chodzi o marzenie klienta o lepszym życiu w otoczeniu pięknych przedmiotów.

Proszę się nie śmiać. To samo dotyczy klientów wydających kilkanaście tysięcy na meble, jak i tych dokonujących zakupu w sklepie dyskontowym. Zostaliśmy wychowani w pochwale wieku Oświecenia i politowania dla Romantyzmu. Ufamy w to, że racjonalne myślenie kieruje naszym postępowaniem i postępowaniem klientów. Coraz więcej badań potwierdza coś zupełnie przeciwnego. Dlatego rekordy popularności biją „talent show”, w których pyta się zawodników o ich emocje, a nie programy publicystyczne z dyskusją akademicką profesorów. Warto sobie przypomnieć wiersz narodowego wieszcza „Romantyczność”, a w nim fragment: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”.

Nie dalej jak na początku listopada ubiegłego roku w mediach prezentowana była wiadomość, o tym, że brytyjscy handlowcy mają za złe handlowcom amerykańskim, że już od listopada (od Black Friday) organizują oni przedświąteczne wyprzedaże. Brytyjski handel cierpi na tym, że klienci z Wysp wybierają promocyjne oferty sprzedaży wysyłkowej ze Stanów i nie czekają na tradycyjne obniżki Boxing Day. Nie mam informacji ilu Polaków dokonuje zakupów po promocyjnych cenach w USA, ale założę się, że takowi są i grono będzie rosło, chyba że pojawią się podobne akcje u nas. Globalizacja moi Państwo, globalizacja. Promocje to dziś element strategii handlowej i bynajmniej nie utożsamiałbym ich z brakiem szlachetności. Jeśli nie ma zwiększonego przychodu, to zawodzi komunikacja w którymś z elementów łańcucha handlowego: producent – handlowiec – klient.

Marka i edukacja. Co najlepiej podawać jako wadę produktu? Jego cenę. Jest to absolutnie wada pozorna, która podświadomie odbierana jest jako zaleta. Oczywiście mogę się śmiać z tego, że ktoś wydaje milion złotych na samochód, podczas gdy całkiem wygodnie można podróżować samochodem za 1/10 tej ceny, ale czy chcę, czy nie będę się zastanawiał co takiego jest w tym za milion. Podobnie ma się rzecz z meblami. Za ceną musi stać nie tylko jakość, ale również usługi dodatkowe, ale i marka = nośnik dodatkowych wartości. Pytanie: „Czy dzisiejsze >>marki<< meblowe rzeczywiście są nośnikiem dodatkowych wartości dla klientów?”. Co z tego, że mamy doskonałe produkty i doskonałe pomysły jeśli nasi klienci o tym nie wiedzą? Komunikacja z klientem i edukacja, to sprawa kardynalna dla dzisiejszego handlu, także dla handlu meblami. A o sile reklamy telewizyjnej niech świadczy fakt, że w badaniu prestiżowych marek (ARC Rynek i Opinia, badanie przeprowadzone dla „Rzeczpospolitej”) w kategorii wyposażenie wnętrz wygrało w 2012 roku Black Red White. Jaki jest sens utrzymywania zaporowych wysokich cen na niektóre marki? Taki sam jak posiadanie przez koncern Volkswagen: Bentleya, Bugatti, Audi, WV, Seata i Skody. Każda z tych marek ma swoje grono klientów i oznacza coś innego. Mówiąc bezpośrednio – jeśli jest kryzys to nie należy obniżać cen, tylko przygotować produkt pod inną marką, która będzie nosiła znamiona produktu ekonomicznego, albo odwrotnie.

Proszę teraz, te dwa przedstawione mechanizmy „promocji” i „marki” na pozór sprzeczne ze sobą zestawić a wyjdą Państwo na swoje.

Czy w Polsce, a konkretnie w handlu meblami jest dziś bardzo źle? Właśnie opublikowałem raport „Polaków wydatki na meble 2013”. Jest dużo gorzej niż 5 lat temu. Rynek mebli klientów indywidualnych z rekordowej wartości 6,4 mld złotych w 2008 roku skurczył się o blisko 20%. Z raportu wyraźnie widać, że starzejące się polskie społeczeństwo mniej chętnie kupuje meble; że potrzebne są dzieci, aby mebli kupowano więcej. Ale widać też, że kupowane są meble w całym przedziale cenowym, że najczęściej wybiera się „markę”. Wniosków można wyciągać o wiele więcej.

Jeżeli więc przez rok nie można sprzedać zestawu mebli, to śmiem więc twierdzić, że oferta nie była dopasowana do potrzeb klientów odwiedzających ten salon. Jeżeli produkt nie jest źle przygotowany (co powinien ocenić handlowiec biorąc mebel do swojej oferty) to zawodzi komunikacja salonu z klientami.

Podsumowanie jest podobne jak miesiąc temu. Świat się zmienił, handel się zmienił. Sukces odniesiemy jeśli do cholery i my się zmienimy.

Kiedy będzie lepiej?

Jeśli czekasz z utęsknieniem na czasy kiedy „będzie lepiej”, to w zasadzie możesz już zacząć zwijać swój interes!

Wielu nurtuje pytanie: „Kiedy będzie lepiej?”. Pytanie jest uzasadnione o tyle, że w opinii kilku znajomych przedsiębiorców ostatnie 3 lata, od 2009 roku, to huśtawka z przewagą spadania. Żeby zrozumieć pytanie, należy popatrzeć wstecz, na bezprecedensowy rozwój branży meblarskiej w Polsce na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. 15 lat temu podstawą sukcesu było posiadanie środków produkcji, i samo to gwarantowało sowite zyski. Produkt był na drugim planie – sprzedawało się wszystko co zostało wyprodukowane. Od pewnego czasu już tak nie jest. Zyski się kurczą i to pomimo kilkukrotnych na przestrzeni ostatnich lat procesów optymalizacji kosztów i wprowadzenia do procesu produkcyjnego wydajniejszych maszyn. Pytanie przedsiębiorcy o to „Kiedy będzie lepiej?” w zasadzie jest pytaniem „Kiedy będzie tak jak 5 czy 10 lat temu?”, albo „Kiedy znów będziemy zarabiać tak dobrze jak 15 lat temu?” Jeszcze w 2009 -2010 roku wypowiedzi prezesów wielu firm koncentrował się na tym „Jak przetrwać kryzys?”, „Kiedy kryzys się skończy?”, a więc zakładali przejściowość zaistniałej sytuacji.

Istnieją obiektywne przesłanki mówiące o tym, że w przewidywalnej przyszłości nie będzie ponownie okresu tak dynamicznego wzrostu ani dla branży meblarskiej, ani dla Polskiej gospodarki, co za tym idzie nie należy się spodziewać, że jeszcze kiedyś będzie tak dobrze jak przed laty.

Dlaczego? Na ten temat można zorganizować wielogodzinną dyskusję, wydano już kilkaset książek, i na pewno zostanie obronionych kilkadziesiąt doktoratów. Wybaczą mi więc Państwo, że tylko pobieżnie zasygnalizuję kilka spraw.

Rozwój gospodarki, czy przedsiębiorstwa wymaga pieniędzy, pieniądze biorą się z pracy (bynajmniej nie administracji) – pracy wykonywanej na rzecz tych, którzy pieniądze mają. Globalizacja i konkurencja zmuszają, aby wyprodukować i sprzedać więcej przy niższych kosztach, a więc i niższych pensjach lub mniejszej liczbie etatów. Skutek? W ujęciu globalnym wielki i bardzo wydajny „biznes” został przyłapany na tym, że chce sprzedawać co raz więcej tym, którym jednocześnie nie chce więcej płacić. Sytuacja dotyczy praktycznie wszystkich branż, a najbardziej skrajnym przypadkiem jest dystrybucja dóbr elektronicznych, generujących czasem krociowe przychody, a w teorii mogące być wynikiem pracy jednej osoby. Ale to nie biznes jest przecież przyczyną kryzysu – tożby to było kuriozum! Z resztą przytoczona teoria jest autorstwa profesora Beniamina Barbera – autorytetu o lewicowych poglądach. Nie mniej jako dziecko, w szkole podstawowej wyobrażałem sobie XXI wiek, jako czas kiedy każdy będzie miał robota, który będzie zarabiał na swojego właściciela. Roboty są, tylko nie jak jestem ich właścicielem.

Do wzrastającej wydajności, skutkującej mniejszym zapotrzebowaniem na pracę ludzką dochodzi aspekt demograficzny, a mianowicie starzenie się społeczeństw. W wyniku przemian kulturowych i społecznych zachwiana została zastępowalność pokoleń, a model świadczeń emerytalnych dobry w czasach Otto Bismarcka dziś prowadzi do katastrofy finansowej. Przecież dzisiejsze emerytury wypłacane są z dzisiejszych składek. Przy wzrastającej liczbie osób pobierających świadczenie emerytalne oczywiste jest, że muszą się zwiększać obciążenia na pracujących.

Kolejnym składnikiem węzła gordyjskiego hamującego rozwój gospodarek jest przerost administracji i ograniczanie swobody gospodarczej. Urzędnicy, a w zasadzie należy użyć słowa biurokraci, wymyślają kolejne przepisy i wymogi, aby uzasadnić potrzebę własnego istnienia, a przecież ich pensje to marnotrawnie pieniędzy. Żaden urzędnik nie generuje ani złotówki, i jest wyłącznie utrzymywany z obciążeń pobieranych z wynagrodzeń pracowników, lub podatków pośrednich. Począwszy od przerośniętych urzędów wszelkiej maści, zmanierowane sekretariaty kancelarii rządowych, aż po euro parlament mieszczący się w trzech miastach oddalonych od siebie o blisko setkę kilometrów mamy taką „jemiołę” (użyłem tego słowa żeby nie używać słów bardziej dosadnych, a wierzę że wiedzą Państwo w jaki sposób żyje i rozwija się jemioła), która usadowiła się na organizmie pracujących i pracodawców. Wszystko to na rękę politykom, którzy jako bezpośredni przełożeni aparatu administracyjnego niejako trzymają na garnuszku setki tysięcy etatów z nadzieją na głos w nadchodzących wyborach. Co raz trudniej jest wskazać polityka, na którego przykładzie można by pokazać, że jego praca to służba społeczeństwu, a nie cyniczne nabijanie własnej kasy. Dobro wspólne, etos pracy, przywiązanie do tradycyjnych wartości nie są dziś w cenie – a bardzo szkoda. „Dzisiejszy kryzys jest za słaby, aby otrzeźwić klasę rządzącą” – trafną metaforę przytoczył szanowny Andrzej Sadowski w trakcie jednej z rozmów – „Żaba wrzucona do wrzątku wyskoczy, ale jeżeli będziemy ją podgrzewać powoli, nie zauważy kiedy się ugotuje”*,**

Zarówno problem demograficzny jak i administracyjny skutkują wzrostem obciążeń na pracę, zmniejszeniem konkurencyjności i wyhamowaniem gospodarki, ale to administracja jest kluczem.

Dochodzimy wreszcie do niespotykanego w historii ułatwienia transportu i wymiany ludzi, dóbr, kapitałów i informacji. Jeszcze dziesięć lat temu mieliśmy ograniczenia w poruszaniu się po Europie, niewiele firm posiadało strony internetowe, e-commerce był na półce z science-fiction, bilety lotnicze były po prostu drogie, Chińskie PKB było o około 200% mniejsze niż obecnie. Dziś natomiast Twitter, Facebook, Google, Apple, YouTube powodują, że w kilka minut po publikacji dostęp do informacji jest globalny. Przykład utworu koreańskiego artysty PSY, który stał się globalnym hitem w cztery miesiące tylko dlatego, że jest internet, to signum tempori. Procesy zmieniły swoje tempo, klienci mają dostęp do produktów z całego świata i nic ich nie ogranicza. Polska powoli przestaje być beneficjentem globalizacji rozumianej jako lokowanie miejsc pracy nad Wisłą i musi zrozumieć, że o globalną pozycję i globalny sukces musi walczyć marką, kreatywnością, designem, pomysłowością, internetem -czyli zupełnie inaczej niż dotychczas.

Szanowny czytelniku, jeżeli więc czekasz aż sytuacja sama zmieni się na lepsze, to po prostu się nie doczekasz. A jeśli nadal ufasz że twoje przeznaczenie to sukces, to czy prędzej zmień myślenie, nadrób zaległości, uruchom pokłady kreatywności w twoim zespole, wyjdź poza schemat i myśl globalnie.

 

 

*żadne zwierzę nie ucierpiało w trakcie opracowywania niniejszego tekstu,

*nie próbujcie tego w domu

Ewolucja – rewolucja – zasady sprzedaży drewna na 2013 rok

19 listopada podpisane zostało zarządzeni nr 82 Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych w sprawie sprzedaży drewna przez Państwowe Gospodarstwo Leśne Lasy Państwowe na rok 2013. Zmieni się dużo, a zmiany będą służyły stabilizacji rynku. Nie rozwiązują one co prawda problemu niedoboru drewna na rynku, ale skończy się przynajmniej nieracjonalne windowanie cen.

70% puli drewna trafi do sprzedaży ofertowej dla stałych klientów. Przewidziano również mechanizm wejścia nowych przedsiębiorstw, ale tylko tych, które zwiększają moc produkcyjną o co najmniej 5 tys. m3, inne mniejsze będą musiały budować historię zakupów poprzez zakupy na otwartych aukcjach internetowych. Sprzedaż ofertowa znacząco będzie różnić się od dotychczasowych przetargów ograniczonych, na których sprzedawano 55% puli drewna. Każde z nadleśnictw ustali własną cenę, na podstawie średnich cen sprzedaży drewna w III kwartale 2012 roku i wystawi ofertę sprzedaży. Przedsiębiorcy na podstawie historii zakupów otrzymają przyzwolenie na złożenie oferty na 70% swojego zapotrzebowania i będą składać oferty zakupu do wybranych przez siebie nadleśnictw. Wskażą tylko deklarowaną do zakupu masę drewna – cena będzie jednakowa dla wszystkich. Jeśli złożone oferty zakupu przekroczą możliwą do sprzedaży masę drewna – wszystkie będą proporcjonalnie zmniejszane. Sposób jest bardzo demokratyczny i wyklucza stosowane poprzednio „rzucanie” w ciemno coraz wyższych stawek za surowiec. Jednocześnie nie pozwoli też na „zgarnięcie” większej niż przypisane masy drewna, temu kto da więcej. Sprzedaż ofertowa odbywać się będzie raz w roku, ale w dwóch etapach. Ponadto Dyrektor Generalny LP zostawił sobie również możliwość ogłoszenia dodatkowej sprzedaży. Ceny w sprzedaży ofertowej nie są jednak stałe, ponieważ będą indeksowane na podstawie wyników sprzedaży drewna na aukcjach, z tym że przedsiębiorca teoretycznie może odmówić zakupu drewna po nowych cenach. W praktyce nie spodziewam się takich sytuacji.

Pozostałe 30% drewna trafi na aukcje internetowe. Dwa razy w roku organizowane będą tak zwane „aukcje systemowe”, na których będą wystawiane „duże” masy drewna, a w ciągu roku niesprzedane drewno pojawiać się będzie na aukcjach małych. Tu przedsiębiorcy mogą uzupełnić zakupy potrzebnego im drewna. Na aukcjach nie pojawiają się limity wolumenów ani cen, czyli system pozostaje podobny do tego funkcjonującego dotychczas. Pojawiają się za to pewne ułatwienia funkcjonalne. Przedsiębiorca może złożyć ofertę wariantową, polegającą na zmniejszaniu deklarowanej wielkości zakupu drewna wraz ze wzrostem jego cen, co do tej pory nie funkcjonowało wprost. Po drugie deklarując maksymalna cenę zakupu, nie oznacza to automatycznie ostatecznej ceny. Jeśli oferty nie wyczerpują wystawionej do sprzedaży masy, wszyscy otrzymają surowiec w cenie minimalnej. Jeśli w toku licytacji pojawiają się nowe oferty i pula drewna jest przekraczana, cena oferty przedsiębiorcy zwiększana jest automatycznie od ceny minimalnej do maksymalnej po złotówce. To proste narzędzie zapobiegać będzie desperackim lub pomyłkowym ofertom. Również zaplanowanie i wcześniejsze złożenie wariantów oferty wpłynie na zmniejszenie emocjonalnych reakcji towarzyszących do tej pory dogrywkom. W obecnym kształcie, znaczna część aukcji może odbywać się automatycznie – warianty można zdefiniować w dogodnym momencie nie czekając na nerwową dogrywkę. Wobec tego, jednej osobie łatwiej jest obsługiwać większą ilość aukcji odbywających się w tym samym czasie.

Zagadką pozostaje „umowa wieloletnia”, na której tak bardzo zależało przedsiębiorcom. Obecny regulamin sprzedaży wprowadza umowy wieloletnie, ale ponieważ sam regulamin wyraźnie dotyczy tylko 2013 roku, to tylko dla 2013 roku zdefiniowane jest funkcjonowanie umowy wieloletniej. Umowę wieloletnią może rozwiązać którakolwiek ze stron, zachowując 90 dniowy termin wypowiedzenia – bez dodatkowych konsekwencji. Jednocześnie zawarcie umowy wieloletniej nie jest konieczne do wzięcia udziału w sprzedaży ofertowej.

W jednym zaś z zapisów umowy wieloletniej stwierdza się, że strony wyrażają wolę do spisania umów rocznych w wyniku rozstrzygnięć procedur sprzedaży, a szczegóły sprzedaży takie jak: przedmiot, jego cechy, ilość i cena, ustalone zostaną na podstawie warunków sprzedaży ofertowej. Częścią integralną umowy wieloletniej jest informacja uzupełniająca określająca średnioroczne wielkości zakupów z 3 ostatnich lat, ale czy ta informacja przełoży się w jakiś sposób na zakupy w kolejnych latach jasne już nie jest. W efekcie, tak pożądana umowa wieloletnia nie wiadomo, co ma gwarantować, ty bardziej, że można ją rozwiązać z ciągu trzech miesięcy bez konsekwencji.

Dobre i złe strony ma trzyletni okres obliczania historii sprzedaży. Przywiązuje on bardziej niż poprzednio przedsiębiorcę do Lasów Państwowych, ponieważ jeśli w którymś roku przedsiębiorca nie skorzysta z oferty LP w przyszłości przez trzy sezony będzie mieć utrudniony dostęp preferencyjnych warunków sprzedaży ofertowej. Z drugiej jednak strony ogranicza to możliwość spekulacyjnej gry surowcem.

Nowy regulamin nie odnosi się do problemu sprzedaży drewna na cele energetyczne, co jak rozumiem ma być przedmiotem odrębnych regulacji. Brak jednoznacznego odniesienia do zagadnienia eksportu drewna okrągłego, co jak mniemam pozostaje przedmiotem gry rynkowej, podobnie jak zagadnienie wtórnego obrotu drewnem.

Podsumowując. Z satysfakcją przyjmuję część zmian wprowadzanych do regulaminu sprzedaży drewna, które w dużej mierze pokrywają się z moimi postulatami sprzed 12 miesięcy, ale mam świadomość, że nie wszystkie służą wyłącznie przedsiębiorcom branży drzewnej. Prace nad systemem sprzedaży drewna powinny trwać nadal, a końcówka 2012 roku będzie poligonem testowania nowych reguł. Dużo wskazuje na to, że drewno powinno być tańsze, a ceny stabilniejsze, co z satysfakcją powinni przyjąć uczestnicy rynku drewna w Polsce.

Czy biedronki umeblują Polskę?

Bez dwóch zdań produkujemy meble po to, żeby zarabiać pieniądze. Najlepiej produkować meble segmentu wyższego, ponieważ na takim można wygenerować lepszą marżę. Tak podpowiada intuicja.
Drzwiczki w meblościance odpadły. Dykta w szufladach już od dawna odklejona. Półki obszczypane od co najmniej 10 lat. Na szybach kalkomania z przed komunii dorosłego dziś syna. W portfelu puchy, ale trzeba kupić meble, bo inaczej wszystkie rzeczy wylądują na środku szesnastometrowego salonu na drugim piętrze bloku z wielkiej płyty. Bohaterowie opowieści zamykają za sobą szare drzwi na odrobinę cuchnącej klatce schodowej, gdzie ściany zdobią graffiti i wzory wypalone papierosem przez młodocianych obywateli. Żeby dostać się do sklepu meblowego z osiedla nadal nazywanego „osiedlem młodych” przechodzi się przez wydeptany do gołej ziemi trawnik, mijając altanę na śmieci, w której właśnie trwa bezosobowy recykling puszek, szmat i wszystkiego co jeszcze się przyda. Jeszcze tylko sprawny slalom pomiędzy trzema kałużami i już nadjeżdża czerono-brudny autobus z klekoczącym silnikiem. Wsiadamy i przez 30 minut za oknami można prześledzić krajobraz miasta składający się z zardzewiałych bram nieczynnych zakładów, na których zamontowano nowe bilboardy reklamujące lesze życie; okolice centrum z umytymi oknami salonów telefonów komórkowych, banków, salonów markowej odzieży z zaparkowanymi samochodami klasy i tak lepszej od wiozącego nas autobusu; i znów oddalając się od centrum szarzejącą rzeczywistość. Wysiadka obok centrum handlowego. W porównaniu do naszego mieszkania sklep meblowy wygląda olśniewająco, nawet onieśmielająco. Nie można jednak pozbyć się wrażenia, że pomimo czystości i nowych wzorów mebli, sklep nadal przypomina magazyn rodem z PRL. Kanapy, fotele, stoły, krzesła stoją ciasno w równych rzędach, do wyboru, do koloru. Koncentrują się na różnorodności, ale nie tworzą nic spójnego. Wszystko jest albo w cenie dwóch miesięcznych wynagrodzeń całej rodziny, albo w rozmiarze, który ma się nijak do M3 o powierzchni 38 metrów kwadratowych. Po przejściu kilkuset metrów pomiędzy najróżniejszymi meblami bohaterowie wychodzą zrezygnowani. Ani cena, ani wzory nie układają się w sensowną całość – głowa boli i ma się dość. Pozostają zakupy bułek, masła, kiełbasy, pomidorów, proszku do prania i piwa w dyskoncie na osiedlu. O dziwo na środkowym stole z sezonowymi nowościami leżą duże paczki z napisem „Meblościanka – 399 zł; długość zabudowy 2,2 m; kolory olcha, buk, wenge”. Decyzja jest prosta – kupujemy.
Dlaczego tak się stało? Dlatego, że oferta sklepów meblowych jest w dużej mierze niedopasowana do oczekiwań klientów. Dlatego, że nie znamy swoich klientów, albo udajemy, że wszystkich Polaków stać na meble z segmentu wyższego. Tymczasem nie. Właśnie ukończyłem raport na temat mebli kuchennych, a przy okazji przeanalizowałem jak wygląda dystrybucja dochodów Polaków. Okazuje się, że lepiej uposażone 20% ludności otrzymuje ponad 40% dochodów, podczas gdy 20% tych gorzej uposażonych tylko około 8%. Większość producentów chciałaby produkować meble z wyższej półki, bo na tych da się wygenerować „godziwą” marżę. Problem w tym, że większość Polaków nie stać na te meble. Czy zatem na meblach tanich nie da się wygenerować marży? Śmiem twierdzić, że znaczna część producentów nie jest wstanie na tyle zapanować nad swoim biznesem, żeby wygenerować zysk na tanich meblach, a próba produkcji mebli z wyższej „półki” jest tylko maskowaniem niedoskonałości biznesowych.
Zaskoczeni, taką diagnozą? Obserwuję od kilkunastu miesięcy jak największa sieć dyskontów, ale również i inni operatorzy dyskontów, stopniowo wprowadzają meble do swojej oferty. Początkowo były to tylko półki, później komody, a ostatnio „zestaw mebli kuchennych” w cenie 399 zł! 2 000 sklepów, razy 3 komplety (tyle zestawów widziałem na palecie w jednym sklepie), razy 5 szafek, to daje zamówienie wielkości 30 tysięcy jednakowych szafek. Podobny szturm na segment ultra-ekonomiczny da się zaobserwować w większych marketach. Czy ktoś dostarczył te szafki bez marży? Poniżej kosztów? Czy przyjechały z Chin? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że ktoś podjął decyzję biznesową, żeby takie szafki wykonać i na tym zarobić. Wiem też, że jest grupa osób, która te szafki kupiła. Zarówno producentom jak i handlowcom powtórzę pytanie: „Czy biedronki umeblują Polskę?”.
Felieton zainspirowany wykładem profesora Jana Kukuły z wrocławskiej ASP pod tytułem „Dlaczego lubię chodzić do IKEA?”.

Tanie już dłużej nie może oznaczać brzydkie

Wysoka temperatura letnich miesięcy sprzyja marnotrawieniu czasu w pracy na poszukiwanie absolutnie potrzebnych gadżetów, bez których jeszcze kilka miesięcy temu doskonale sobie radziliśmy. Takim gadżetem są kody kwadratowe (QR Code), wyraźnie różniące się od powszechnie znanych kodów kreskowych.

Z pomocą tego gadżetu chciałem przygotować dzisiejszy felieton, choć z przykrą świadomością, że pozbawiam części doświadczeń tych z Państwa, którzy nie korzystają ze smartfonów. Trudno, trzeba  iść z postępem. I to w świetle felietonu, który pisałem w maju wydaje mi się wystarczającym usprawiedliwieniem. Pisałem wtedy o zaufaniu i o trudnościach w jego pozyskaniu za pomocą Internetu. Chciałbym więc, aby Państwo zechcieli mnie osobiście obdarzyć zaufaniem i zanotować (w nowoczesny sposób) mój osobisty numer telefonu (QR kod 1). Pewnie w wielu smartfonach jest już zainstalowana aplikacja do wczytywania QR kodów, ale jeśli komuś brakuje takowej to podpowiem, że na przykład ja, korzystam z darmowej aplikacji i-nigma (dostępna dla Androida, Blackberry, IPhone).

Po pierwsze, skanując i zapisując w telefonie ten kod, chciałbym żeby Państwo poczuli, że możemy rozmawiać o zawiłościach rynku mebli również osobiście. Że moja obecność na łamach szacownego miesięcznika Biznes meble.pl nie jest bytem wirtualnym, ale rzeczywistym i w dodatku takim, który ma na celu służenie Państwu pomocą. Jeżeli tylko godzina jest przyzwoita (powiedzmy przed dwudziestą drugą) i mają Państwo problem odnośnie rynku mebli to proszę nie wahać się zadzwonić. Chciałbym w ten sposób pokazać, że bezpośredni numer telefonu, lub adres e-mail  to element, który dziś powinien, według mnie, znaleźć się na każdym drukowanym materiale promocyjnym. Ludzie żyją bardzo szybko i wiele decyzji podejmują impulsywnie, a do tego są wygodni. Założę się, że trzymając w rękach ulotkę szybciej użyją czytnika QR kodów niż wystukają nr telefonu na klawiaturze (o ile jeszcze mają klawiatury i pamiętają do czego służą). Po drugie, co raz częściej odrzucamy połączenia z numerów telefonicznych, których nie mamy zapisanych w pamięci. Jeśli nie mogliśmy odebrać nie przywiązujemy do nich zbyt dużej wagi. Zapisanie do pamięci telefonu konkretnego numeru będzie skutkowało tym, że klient chętniej odbierze przychodzące połączenie, będzie się czół wyróżniony, bo oto bezpośredni do niego telefonuje ktoś, kogo on zna, a przynajmniej z jakiegoś powodu zapisał jego numer telefoniczny w swoim aparacie.

QR kody dają bardzo duże możliwości. Można za ich pomocą ukryć rozwiązanie konkursu promocyjnego, zapisać kupon rabatowy, kod śledzenia skuteczności reklamy, przygotować od razu konkursowego smesa, przekazać dowolny tekst – nad zastosowaniami muszą pomyśleć specjaliści od marketingu.

Inną sprawą jest fakt, że komunikat kierowany za pomocą QR kodu może być odebrany tylko przez określoną grupę klientów. W efekcie zachłystnięcia się nowoczesną technologią, nie poświęciłem praktycznie miejsca tematowi, który pojawił się w tytule i teraz muszą to szybko nadrobić. W wielu branżach robiono badania nad wpływem wyglądu opakowania na skłonność do kupowania. Najbardziej ekstremalnym przykładem jest branża spożywcza. Odsetek kupujących najzdrowsze jedzenie opakowane w pudełko z odrażającymi obrazkami jest znikomy, podczas gdy kupujących chemiczne „niewiadomoco” ozdobione zdjęciami smakowitych potraw – bardzo duży. Przykłady można by mnożyć.

Popularność sklepów dyskontowych oferujących najtańsze produkty wzrosła jak tylko poprawiono opakowania produktów tam sprzedawanych.

Fakt, że nawet tani produkt musi być estetyczny i atrakcyjny zrozumiały także branże odzieżowa i obuwnicza. Deichman zatrudnia do reklamy Halle Berry, a herbatę Lipton reklamuje Pierce Brosnan. W mojej ocenie znaczenia jakości opakowania nie docenia jeszcze wielu meblarzy. Na dalszą część tego wywodu muszę zaprosić Państwa do rzeczywistości wirtualnej do której skierują was QR kody. Wybór zielonego będzie oznaczał dla mnie głos poparcia dla idei QR kodów, a czerwony głos dezaprobaty. W kolejnym miesiącu podzielę się z Państwem wynikami.

Pole tekstowe: QR 2