My sami!

2013 się kończy, pora więc kończyć też cykl felietonów o przewagach i zaletach polskiego meblarstwa.

Nie ulega wątpliwości, że o estetyce mebla, jego wytrzymałości decydują materiały, komponenty, półfabrykaty meblowe użyte do jego wyprodukowania. I w tym obszarze polski przemysł meblowy wyróżnia się nowoczesnością i różnorodnością w ich wykorzystaniu, a także produkcji. Miarą wagi, jaką przywiązują polscy producenci mebli do bycia na bieżąco z trendami jest krótki czas, jaki upływa od pojawienia się nowości na targach komponentów i akcesoriów (Furnica w Poznaniu, SICAM w Pordenone, Interzum w Kolonii, ZOW w Bad Salzuflen) do ich wykorzystania w produkcji.

Jak wynika z przeprowadzonych przez mnie szacunków, wartość inwestycji w produkcję komponentów meblowych w Polsce przekroczyła pół miliarda euro. Mam tu na myśli zarówno kombinaty produkcji płyt wiórowych, MDF i HDF, jak i zakłady produkcji papierów dekoracyjnych, jak rozbudowaną produkcję i dystrybucję każdej klasy okuć i akcesoriów, lakierów, klejów i innych materiałów do produkcji. Wielu dostawców oferuje rozwiązania dla niestandardowych, skomplikowanych i trudnych projektów, zyskując tym uznanie w Europie i na świecie. Wobec wyraźnie widocznego światowego trendu polegającego na tym, że coraz więcej klientów chce kupić konkretny mebel, który został wyprodukowany na bazie komponentów i materiałów uznanych firm – i wobec ogromnego bogactwa dostępnej w Polsce oferty rynkowej komponentów i akcesoriów – polska branża meblarska osiąga najwyższy światowy poziom w tym zakresie.

Z perspektywy globalnej należy stwierdzić, że Polscy producenci mebli w imponujący sposób dbają o certyfikaty, atesty higieniczności oraz badania wytrzymałości, które są gwarancją jakości polskich mebli. Z Polski eksportuje się około 90% wyprodukowanych mebli. Jest to możliwe między innymi dzięki spełnianym przez polskie firmy wysokich standardów ekologicznych, wytrzymałościowych, czy bezpieczeństwa. Jeśli nie byłoby to spełnione, to szybko nasza pozycja w światowym meblarstwie zostałaby zweryfikowana. Obowiązujące w Polsce przepisy odnośnie ekologicznych parametrów mebli są zgodne z wymagającymi normami Europejskiego Komitetu Normalizacyjnego – normami EN oraz ISO, a pełen zakres norm europejskich obowiązują w Polsce od 2004 roku. W Polsce działa co najmniej 12 instytucji posiadających akredytację w zakresie testowania i certyfikowania mebli (np., Instytut Technologii Drewna, grupa TÜVRheinland, etc). Często też polscy producenci mebli testują swoje meble bezpośrednio na rynku, na którym mają być one sprzedawane. Robią to za pośrednictwem na przykład niemieckich TÜV Süd, LGA Nürnberg, szwajcarskiego SGS S.A., czy brytyjskiego FIRA International Ltd.

Tu, po 8 miesiącach cyklu poświęconego zaletom i przewagom polskiego meblarstwa dochodzimy do sedna sukcesu, a mianowicie: atrakcyjnej ceny jako pochodnej nowoczesnego systemu produkcji.

Waga, czasem spontaniczna, czasem wyliczona ekonomicznie, czasem wymuszona przepisami, jaką polscy producenci mebli przywiązują do standardów ekologicznych i certyfikacji, a także inne atuty nie wpływają na zwiększenia ceny polskich mebli, a wręcz przeciwnie. Ceny polskich mebli są średnio o 28% niższe od cen w innych krajach Unii Europejskiej i od kilku lat utrzymują się na w miarę stabilnym poziomie. Niższe w Polsce ceny produktów przemysłu meblarskiego w dużej mierze są konsekwencją celowych działań podjętych w tym kierunku. Właściwa organizacja pracy i produkcji, optymalne gospodarowanie materiałami, doświadczona kadra, a także zaawansowane technologie spowodowały, że w przemyśle meblarskim w Polsce zredukowano kosztochłonne czynniki procesu produkcyjnego. Podkreślę, że nie chodzi o relatywnie niskie koszty pracy, które w wielu krajach europejskich są jeszcze niższe. Chodzi tu o determinacje w dążeniu do utrzymania swojej pozycji rynkowej, utrzymania rodzin i pracowników. Czegoś w czym jesteśmy autentyczni i z czego czerpiemy od pokoleń.

Z badań przeprowadzonych przez dużą firmę doradczą dla jednego z miast w wyszło, że ludzie nie utożsamiają się ze specjalnymi strefami ekonomicznymi i firmami, które koniunkturalnie wykorzystują najniżej wykształconą kadrę i są gotowe przenieść się jak tylko skończą się ulgi w podatku od nieruchomości. Ludzie utożsamiają się dużo bardziej z firmami meblarskimi, które funkcjonują w regionie od dziesięcioleci i nie przeniosą się do Rumuni, Turcji czy Chin za 10 lat. Bo te firmy tworzymy my sami…

Inteligentna specjalizacja

Za progiem perspektywa unijnych finansów na lata 2014-2020. Czy zdążyliśmy się upomnieć o należne meblom miejsce
w nowych programach unijnych?

Trudno znaleźć typ czy rodzaj mebla, który nie byłby produkowany w Polsce. Próbowałem dawno temu przygotować systematykę rodzajów mebli i doszedłem do przenajdziwnieszych zakątków oferty meblowej. Polski przemysł meblarski oferuje między innymi: meble tapicerowane, gięte, kuchenne, łazienkowe, biurowe, do salonu i jadalni, do sypialni, medyczne, do pokoju dziecięcego i do szkół, szafy i systemy przechowywania, meble konferencyjne, audytoryjne, meble o podwyższonych parametrach bezpieczeństwa dopuszczone do użytkowania w przestrzeni publicznej, meble ogrodowe i o charakterze rekreacyjno-rozrywkowym, meble do hoteli i restauracji, meble do obiektów sportowych, warsztatów mechanicznych, magazynów, laboratoriów i zadań specjalnych. Co więcej, w ramach tej samej kategorii produkowanych mebli swoją ofertę przedstawia w Polsce co najmniej kilkudziesięciu, a często nawet setka producentów. Wiele wzorów polskich mebli i technologii zostało opatentowanych w Europie i na świecie. Do tego o kilku lat stale rośnie udział polskich mebli w produkcji Unijnej – w 2012 roku było to już 8,4%. Udział produkcji sprzedanej mebli w Polsce w odniesieniu do krajowego PKB w 2011 roku wynosił 2,1% podczas gdy w Unii Europejskiej średnio 0,5%.Trudno się oprzeć wrażeniu, że jako kraj specjalizujemy się w produkcji tych właśnie wyrobów. I właśnie w produkcji mebli mamy silną pozycję na świecie.

Idąc tropem wytyczonym przez Unię Europejską – śladem inteligentnych specjalizacji – śmiało twierdzę, że nie ma drugiej branży w której jesteśmy wyspecjalizowani tak dobrze jak w produkcji mebli. Mamy tradycje, kapitał ludzki, surowce naturalne, zaufanie klientów. Jedyne czego brakuje to marka. Marka, którą można zbudować jedynie rozwijając wzornictwo, inwestując w badania produktu, doskonaląc logistykę produkcji, budując nowoczesny marketing.

Tu jednak rodzi się konflikt pomiędzy realizacją produkcji wzorów powierzonych a ofertą polskich projektantów.

Sukces polskich mebli na światowym rynku jest w dużej mierze związany z design thinking, czyli dyscypliną, która staje się w Polsce platformą spotkań naukowców różnych specjalności z projektantami, architektami, a także producentami.

Rozwijają się w Polsce ośrodki badawcze specjalizujące się w procesach projektowych stosują nowoczesne metody analityczne, jak na przykład wspomagana biometrycznie analiza behawioralna czy też kognitywna. W najlepszych firmach działają działy rozwoju produktu, zatrudniani są specjaliści z różnych dziedzin, w tym inżynierowie wespół z fizjoterapeutami i psychologami. Fundamentalną rolę w procesie projektowym odgrywają polscy projektanci. Wykształceni na sławnych polskich i światowych uczelniach, pracujący w biurach projektowych i pracowniach o światowym prestiżu, wystawiający swoje projekty na całym świecie mają decydujący wpływ na kulturę estetyczną polskiego meblarstwa. Liczne międzynarodowe nagrody potwierdzają pozycję i autorytet polskich designerów. Polscy projektanci regularnie zdobywają nagrody na największym i najbardziej znanym designerskim konkursie na świecie Red Dot, w którym uczestniczy 12 tys. firm i podmiotów z 60. krajów. Wymieniać można by dziesiątki nazwisk projektantów, którzy mają już ugruntowaną pozycję w świecie designu. Pytanie tylko: „No i co z tego, skoro nie mamy kultury współpracy przedsiębiorców z projektantami?”.

Problemem mikro, małych i średnich firm jest finansowanie ryzyka badań i rozwoju. Zwyczajnie bezpieczniejsze jest sfotografowanie nowości na targach w Mediolanie czy Kolonii, ale ta droga skazuje branżę na wieczną pozycję podwykonawcy i niską marżę – co zamyka błędne koło. Właśnie teraz jest czas na to aby upomnieć się w Urzędach Miast, Urzędach Powiatowych, Urzędach Wojewódzkich, czy na poziomie krajowym o uznanie „produkcji mebli” jako inteligentnej specjalizacji polskiej gospodarki i zabezpieczenie środków na rozwój przez wielkie „R”! Na racjonalizację ryzyka budowy własnego wzornictwa, współpracy małych firm z projektantami, naukowcami i ośrodkami rozwoju produktów.

Wszystkich zainteresowanych takimi działaniami zapraszam do kontaktu tomasz.wiktorski@brstudio.eu.

Czy już wiecie, że jesteście zieleni?

Pozyskiwane do produkcji mebli drewno w Polsce w 95% pochodzi z certyfikowanych Lasów Państwowych, a jedynie 5% z innych źródeł.

1. Można więc stwierdzić, że praktycznie wszystkie firmy meblarskie w Polsce przerabiają materiał pochodzący z certyfikowanego źródła. Proszę spojrzeć na dowolną fakturę z Lasów Państwowych na sprzedaż drewna, a na dole strony dojrzą Państwo, że zakupiliście materiał z lasów certyfikowanych w standardzie FSC lub PFEC. Warto zauważyć, że w Europie więcej lasów certyfikowanych mają tylko o wiele większe kraje, a mianowicie Rosja i Szwecja, a w systemie PEFC Finlandia, Białoruś, Norwegia czy  Niemcy. Na podstawie danych Forest Stewardship Council – Polsce wystawiono dla firm ponad 1000 certyfikatów FSC i Chain-of-Custody. W tym ponad 320 wystawiono firmom produkującym meble. W Polsce pozyskujemy jedynie około połowy masy drewna, która przyrasta w polskich lasach, powiększając stale zasoby leśne, podczas gdy w słynącej z ekologii Skandynawii pozyskuje się nawet 70-80% rocznego przyrostu drewna. Można „Lasy Państwowe” lubić lub nie, ale pod ich nadzorem prowadzona jest stabilna i odpowiedzialna gospodarka leśna. Podczas, gdy ekolodzy martwią się stanem środowiska naturalnego, fakty pokazują, że powierzchnia lasów w Polsce zwiększyła się w ciągu ostatniej dekady o około 270 tys. hektarów, a w okresie 75 lat aż o 2 mln 860 tys. hektarów!

2. Nie jesteśmy do końca świadomi, że ekonomia przymusza nas do postaw ekologicznych. Tam, gdzie produkuje się meble z drewna litego, drewno na każdym etapie jest cennym materiałem. Z trocin firmy produkują brykiety lub pellety – ekologiczne biopaliwo, zrębki są sprzedawane do fabryk płyt drewnopochodnych lub celulozowni, a kora spalana we własnych ekologicznych kotłowniach lub przeznaczana na cele ogrodnicze. Prośby okolicznej ludności o „jakieś” odpady na opał już dawno nabrały zupełnie rynkowej wyceny – i słowo „odpady” do nich dłużej nie pasuje. Działające nowoczesne elektrociepłownie, w których z pozostałej po produkcji biomasy (trocin i wiórów) wytwarza się energię, czynią przedsiębiorstwa niezależnymi energetycznie w sposób nieuciążliwy dla środowiska maturalnego.

3. Chcąc czy nie, firmy przymuszane zaostrzanymi przepisami kładą co raz większy nacisk na wprowadzenie rozwiązań zmniejszających szkodliwość i uciążliwość dla środowiska naturalnego, którym jest emisja lotnych związków organicznych. W tym celu czynione są inwestycje w rozwiązanie, które jest jednym z najnowocześniejszych w Europie, na przykład w instalacje CEFLA TIF–40. Lakiery nitrocelulozowe są zastępowane przez lakiery wodne, a w firmach stosowane są regulacje REACH. To tylko kilka z wielu przejawów aktywnej postawy proekologicznej polskich producentów.

4. Trochę mimowolnie zostaliśmy prymusami ekologii, ale nie potrafimy policzyć z tego korzyści. To, że ekologia może się opłacać udowodnił król biznesu Sam Walton właściciel Wal-Mart największej na świecie sieci handlowej. Zyski ze wprowadzenia mądrej polityki zrównoważonego rozwoju idą w miliardy dolarów. Ekologia dla Wal-Mart to również oszczędzanie światła, ocieplone hale redukujące zapotrzebowanie na energię, optymalizacja logistyki dostaw i wiele innych pragmatycznych rozwiązań.

5. Obiektywnie produkcja wyrobów z drewna i produkcja mebli w Polsce spełnia wysokie światowe standardy ekologiczne, ale jest kilka „ale”. W moim mniemaniu hasło „ekologia” przywołuje w Polsce najpierw skojarzenia: drogiego prądu, niesprawiedliwych limitów emisji CO2, uciążliwości ustawy śmieciowej, blokowanych budów przez ślimaki, żaby. Tak więc klienci w Polsce nie dbają o to czy na opakowaniu jest zielone logo czy nie. Po drugie wielu producentów i handlowców nie wie w jaki sposób realizowana jest postawa proekologiczna w ich firmach, jak ekologię zaprząc do generowania oszczędności i w jaki sposób przedstawić produkt  kontekście ekologii. Chyba nikt ze znanych mi producentów, nie uczynił z ekologii swojej misji, pozycji strategicznej, myśli przewodniej. Za wzrostem konkurencji, upodabnianiem się produktów i poszukiwaniu własnej tożsamości to się z pewnością stanie. Zastanawia mnie tylko, kto będzie pierwszy, kto zaoferuje meble pod sztandarem ekologii.

Ze Zgorzelca do Lizbony w 24 godziny – rajd niczym Top Gear.

Ułańska fantazja pozwala na urzeczywistnianie pomysłów, które Brytyjczycy traktują w kategoriach żartów.

Godzina 0:00 tankowanie trzyipółtonowego Citroena zakończone. Do baku, tankowanie pod korek, weszło 68 litrów. Meble zapakowane, skrzynki z narzędziami też i trzech sprawnych chłopaków w roboczych ubraniach wskakuje do nieklimatyzowanej kabiny. Otacza ich chłód nocy i światła lamp drogowych – jadą na montaż. Choć chciałbym w tym miejscu napisać o fantazyjnym wyścigu w 24 godziny na portugalskie wybrzeże Atlantyku – co jest zupełnie realne – to zwykle dojazd nie zajmuje więcej niż 6 godzin. Z terenów przygranicznych można w ten sposób do jechać praktycznie w każdy zakątek Niemiec, Czech, Słowacji, Węgier, Litwy, dojechać do granic Holandii, Francji, przynajmniej do połowy Austrii, Białorusi, Ukrainy. 12 godzin montażu i o północy ekipa jest z powrotem w domu. W miejscowościach skupiających mniejszych producentów istnieją firmy specjalizujące się w usługach transportowych realizowanych za pomocą wyłącznie 3,5-tonowych aut, których nie obowiązuje tachometr i godziny pracy kierowcy. Tam kierowca na równi z paliwem tankuje kolejne litry kawy i drinki energetyczne.

Mimo, że meble z Polski dostarczane są do klientów w ilościach „przemysłowych”, co potwierdza 2,7 mln ton wyeksportowanych mebli w 2011 roku – dla porównania eksport mebli z Niemiec i podobnie z Włoch to niecałe 2 mln ton – to w zdecydowanej części przypadków były to meble dostarczone na indywidualne zamówienia złożone w całej Europie przez klientów indywidualnych. Jak to możliwe? – Dzięki systemom masowej indywidualizacji produktu, które są standardem w polskiej branży meblarskiej. Pozwalają one na indywidualizację zamówienia idącą w setki opcji i wariantów – poprzez tkaniny, kolorystykę, konfiguracje kształtów itp. Nowoczesne systemy pracy, zarządzania i logistyki stosowane
w polskim przemyśle są gwarancją terminowej realizacji zamówień, dostaw i wszechstronnego serwisu. Meble zamawiane w Polsce nie wymagają zamówienia całego kontenera i oczekiwania na wyprodukowanie jego pełnej zawartości, transport morzem, przeładunek. Logistyka dostaw meblowych z Polski pozwala dziś na dostarczenie pojedynczego modelu w 48 godzin w dowolne miejsce w Unii Europejskiej i innych krajów Europy. Na stole wyprodukowanym w piątek w Polsce, w niedzielę można zjeść obiad w dowolnej części Europy.

Standardem w polskich firmach są biura konstrukcyjno-technologiczne, które mogą wykonać projekt aranżacji wskazanego wnętrza lub opracować rozwiązania technologiczne do produkcji gotowych projektów, czy całkowicie nowatorskie rozwiązania. Wszystko z użyciem nowoczesnego oprogramowania 3D, jeśli trzeba z wykonaniem makiet, modeli drukowanych na drukarkach 3D lub nawet salonów pokazowych. Wysoko wyspecjalizowana kadra polskich inżynierów, technologów, programistów jest w stanie podołać praktycznie każdemu zadaniu. Rozwiązania technologiczne i projektowe polegające na opracowaniu produktów na podstawie indywidualnych projektów odbiorców, czyli – inaczej mówiąc – dostosowanie rozwiązań technologicznych i produkcyjnych do ściśle określonego mebla, jest przykładem wszechstronnych możliwości polskiego meblarstwa. Biura konstrukcyjne polskich firm są w stanie wykonać najśmielsze aranżacje. Interesującym przykładem ich możliwości jest biblioteka Vennesla w Norwegii [realizacja Famos], a także najnowocześniejsze stadiony piłkarskie takie jak Stadion Narodowy
w Warszawie [Forum Seating], prestiżowe hotele choćby w Sydney w Australii [PAGED], czy realizacje deweloperskie w Londynie [Janmar]. Oczywiście wymienione firmy tylko otwierają listę kilkudziesięciu, a może nawet kilkuset producentów, którzy nie boję się dostarczyć towaru
w dowolne miejsce na świecie.

Zindywidualizowane meble dostarczane w małych seriach to dziś argument, którym wygrywamy konkurencję z Dalekim Wschodem. O ile meble z Chin w statystykach eksportu dominują praktycznie w dostawach do dowolnego kraju, to zwykle jest to masowy produkt dostarczany kontenerami. Tylko w takiej sytuacji może być tańszy od produktu z Polski. Zdaje się, że zachodnioeuropejscy odbiorcy zachłyśnięci 5 lat temu azjatycką ceną, dziś liczą ponownie i rachunek wychodzi na korzyść mobilności dużych ciężarówek i małych dostawczaków z Polski.

 

Nowoczesność w meblarstwie

Zwykło się uważać, że nowoczesność to futurystyczne kształty – albo Internet zaszyty w coraz dziwniejszych przedmiotach. Warto zdać sobie sprawę nowoczesność w meblarstwie ma swoje drugie ukryte oblicze.

Nowoczesność, której doświadczamy we własnym domu jest już pochodną rewolucji, która nastąpiła co najmniej dekadę lub dwie dekady temu po stronie producentów. Na początku lat 90. nastąpiła wielka modernizacja przemysłu meblarskiego w Polsce. Wiele zakładów zostało wybudowanych od podstaw, a wiele rozbudowano i unowocześniono. Odwiedzając niedawno Bułgarię, która podobnie jak Polska przechodziła przemiany ustrojowe, byłem przerażony stanem BHP w jednej z największych tamtejszych firm. W Polsce, w co najmniej średnich przedsiębiorstwach, taki stan rzeczy jest nie do pomyślenia. Równie duży dystans dzielił park maszynowy.

W Polsce szybko po przemianach roku 89, pojawiło się także wielu inwestorów wprowadzających nowoczesne systemy produkcji i zarządzania, między innymi Furninova, Steinhoff, Swedwood/Ikea. W dniu dzisiejszym grono reprezentantów firm europejskich inwestujących w Polsce znacznie się poszerzyło. Kolejni rozważają już nawet przenoszenie produkcji z Chin do Polski. Oczywistą konsekwencją takiego zaangażowania w polską branżę meblarską inwestorów pochodzących z innych krajów jest transfer systemów produkcji i systemów zarządzania. To dlatego też polski przemysł meblarski jest dziś kompatybilny z najnowocześniejszymi tego typu systemami na świecie. W dużych firmach branży meblarskiej w Polsce nad standardem wykonania czuwają certyfikowane systemy zarządzania jakością najczęściej typu ISO 9000. Produktywność, efektywność, i humanizację produkcji wspomagają systemy według metodologii REFA (REFA Bundesverbande.V.). Proces produkcji najczęściej jest monitorowany systemami klasy ERP/ MRP II.

Czynnikiem rozwoju i sukcesu przedsiębiorstw produkujących meble w Polsce jest wyraźnie widoczny od dawna trend polegający na inwestowaniu w innowacje z zakresu IT, w najnowocześniejsze technologie i urządzenia. Kolejne fale spowolnienia i konieczność optymalizacji kosztów winduje wydajność polskich firm. Produkcja i eksport rosną z roku na rok, a zatrudnienie spada od blisko 4 lat. Wszystko dzięki lepszej organizacji, automatyzacji, Internetu, itp. A jeśli nawet specyfika produkowanego mebla wymaga zastosowania tradycyjnych technologii, to są one realizowane przy użyciu systematycznie unowocześnianych maszyn, urządzeń i nowoczesnych systemów organizacji pracy. Wykorzystywane w polskich firmach komputerowe systemy sterowania produkcją już od dawna uwzględniają kontrolę maszyn z poziomu internetu. Zdalnie można wykonać diagnostykę urządzenia, wygenerować raporty czy przeprogramować urządzenie. Wiele firm pracuje od dawna wykorzystując zintegrowane aplikacje pozwalające na efektywne wykonanie zadania od momentu przyjęcia zamówienia poprzez stworzenie projektu, instrukcji montażu, przygotowanie produkcji, nadzoru nad produkcją, optymalizację zużycia materiałów, magazynowaniem i ekspedycją, a także procedurami serwisowymi. Powszechne u polskich producentów urządzenia numeryczne wraz z nowoczesnym oprogramowaniem wykorzystywane do produkcji mebli dają gwarancję precyzyjnego ich wykonania i racjonalnego wykorzystania materiałów.

Oprócz rodzimych producentów nowoczesnych urządzeń, swoje maszyny dostarczają polskim firmom światowi liderzy w obróbce drewna i produkcji mebli, między innymi grupa Homag, grupa Weinig, SCM i inni. Zakupione przez polskich producentów za granicą maszyny, urządzenia i narzędzia do produkcji mebli i obróbki drewna według danych Eurostat w 95% pochodzą od producentów europejskich: niemieckich (46%), włoskich (21%), austriackich (6%), belgijskich (3%).

Nowoczesność technologiczna, o której tu dużo napisałem ma jednak swoją pułapkę. Dysponowanie najnowocześniejszym parkiem maszynowym dziś nie gwarantuje sukcesu, ponieważ mogą mieć go wszyscy. Spowszedniała nowoczesność nakazuje ponownie przemyśleć, na czym budować przewagi i wartość dodaną.

Chciałbym dziś wspomnieć śp. dr Bogusława Kwarciaka, który odszedł przedwcześnie rok temu. To z nim i jego żoną Krystyną wspólnie tworzyliśmy teksty do branżowego katalogu promującego polską branżę meblarską za granicą. Na bazie tych tekstów powstaje cykl felietonów o atutach polskiego meblarstwa. Cześć jego pamięci!

Otwartość i obecność na całym świecie

Podczas gdy nastroje wielu handlowców i producentów są minorowe ja będę kontynuował cykl poświęcony atutom polskiej branży meblarskiej. Dziś słowo o obecności mebli z Polski na całym świecie.

Ufam, że prezentowane tu przemyślenia mogą skłonić malkontentów do odważnego spojrzenia na własną strategię rozwoju. Będąc niedawno na targach w Mediolanie obecność polskich producentów oceniłem na około 5 promili (6 firm wobec 1300 wystawców), podobnie na terenie miasta – kilkanaście polskich akcentów niknęło wśród tysięcy pokazów, wystaw, wydarzeń i itp. Brałem też udział w seminarium World Furniture Outlook, a tam wśród 11 prelegentów z całego świata (od Brazylii, przez USA, Niemcy, Włochy po Malezję i Chiny) nie było Polaków. Jednak charakter naszej branży jest zgoła inny. Dziś nie nadajemy tonu, ale oddziaływanie jest tak istotne, że Polska pojawiała się niemal w każdej prezentacji, jako jeden z ważniejszych dostawców lub konkurentów.

Mogę stwierdzić, że „Jesteśmy dziś najważniejszym drugoplanowym aktorem światowego meblarstwa!” Czy stać nas na to, aby w końcu upomnieć się o pierwszoplanową rolę?

Już od lat polskie meble są obecne na całym świecie. W prestiżowych miejscach, ale także w miejscach codziennej aktywności zwykłych ludzi. U prestiżowych klientów, ale także w przestrzeni publicznej. Na lądzie i na morzu. Polskie meble znajdują się w wielu prywatnych domach i mieszkaniach, rezydencjach i pałacach, w bibliotekach, szkołach, na wyższych uczelniach, w urzędach miejskich, biurach, hotelach, pubach, kawiarniach i restauracjach, a nawet w studiach telewizyjnych i salach kinowych, między innymi: w Australii, Belgii, Chile, Danii, Etiopii, Francji, Gruzji, Holandii, Izraelu, Japonii, Kazachstanie, Litwie, Łotwie, Malezji, Nigerii, Portugalii, Rosji, Szwecji, Turcji, w USA, we Włoszech i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. W 2012 roku meble z Polski trafiły do 167 krajów na świecie, a dostawy o wartości powyżej miliona dolarów do 74 krajów (wg danych ONZ dla grupy towarowej CN 94). Ten wynik to nie tylko zasługa firm będących własnością zagranicznych koncernów (IKEA, Steinhoff itp.), ale również firm stanowiących przykład polskiego sukcesu, takich jak: Black Red White, Nowy Styl, Szynaka Meble, Forte, Meble Wójcik, Kler, Profim, Mebelplast itp. Co więcej, to również zasługa firm średnich i małych, a nawet mikro, wśród których można wymienić: Balma, Janmar, Meble Roja, Zięta Prozessdesign, Szultka Furniture i wielu, wielu innych mniej znanych.

Uważam, że prawo do ubiegania się o pierwszoplanowe role potwierdzają wyjątkowe miejsca, w których dziś znajdują się meble z Polski. To w polskie meble zostały wyposażone sale kongresowe, w których odbywał się nie jeden szczyt unijny, na których pojawiały się głowy wszystkich państw (np.: COM40, MDD, AEK Design), a ceniący jakość Władimir Putin znany z zamiłowania do komfortu jest posiadaczem kilku kompletów polskich skórzanych kanap (Kler). W goszczącej liczne sławy restauracji La Petite Maisone w hotelu Majestic w Cannes znajdują się polskie meble, podobnie jak w Pałacu Prezydenckim w Paryżu (Paged). Premiera pierwszego modelu iPhona w Niemczech odbyła się z wykorzystaniem mebli prezentacyjnych wykonanych przez polskiego producenta mebli. Meble te stanęły we wszystkich niemieckich salonach sprzedających iPhona w okresie ich największego oblężenia (Meble Jończyk). Przedstawiciele rosyjskich najwyższych władz odpoczywając w Park Inn Pribaltiyskaya w St. Petersburgu korzystają z mebli wyprodukowanych w Polsce (Bizzarto). W atrium i w reprezentacyjnych wnętrzach gmachu Justus Lipsius-siedziby Sekretariatu Generalnego Rady Unii Europejskiej w Brukseli zaprezentowane zostały, w trakcie Polskiej Prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, specjalnie zaprojektowane na tę okazję polskie meble będące połączeniem tradycyjnych, naturalnych surowców z nowoczesnym wzornictwem i z zaawansowanymi technologicznie innowacyjnymi rozwiązaniami (Paged, Com40). To tylko wybrane przykłady z tysięcy wnętrz na świecie wyposażonych w polskie meble.

Wnioski z seminarium na temat światowego meblarstwa były jednoznaczne: w Europie trwa kryzys i rynek się skurczy, a istotnych wzrostów należy szukać w krajach Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Nie będzie nadużyciem, jeżeli stając do przetargów powołamy się na sukcesy branży, której jesteśmy częścią.

Będę wdzięczny za przesłanie na mój adres email tomasz.wiktorski@brstudio.eu informacji na temat dostaw i realizacji w ciekawych i prestiżowych miejscach na całym świecie.

Tradycja meblarska

Historycznie uznanymi i opisanymi stylami mebli wytwarzanych na terenach obecnej Polski są, sprzed pięciuset lat – meble gdańskie i meble kolbuszowskie – sprzed trzech wieków.

W czasach historycznych produkcją zajmowali się rzemieślnicy i oczywistym jest, że styl mebli gdańskich był już efektem kilku wieków doświadczeń. Na rycinach obrazujących wizytę Ottona III w Gnieźnie, przedstawiony jest on siedzący na bogato zdobionym tronie. Nawet w rekonstrukcji chaty w Biskupinie, sprzed dwu tysięcy siedmiuset lat (VII w. p. n.e.), prezentuje się stołki, ławy, ławki i kufry. Sam ten fakt nie jest jeszcze wybitnym osiągnięciem, ponieważ wtedy już od ponad 2 tysięcy lat stały piramidy w Egipcie, cywilizacja chińska miała już ponad tysiąc lat, w Mezopotamii, w Babilonie pod rządami Nabuchodonozora II budowano monumentalne budowle, legendarny Romulus zakładał Rzym, a w Ameryce południowej swoją kulturę zaczynali rozwijać Majowie. Nie mniej plemiona zamieszkujące teren Polski nie były koczowniczymi i w osiadłym trybie życia używały mebli.

Dla nas ważniejsza jest trochę nowsza historia. Wieloletnie doświadczenie polskich film meblarskich w produkcji to bardzo ważny czynnik decydujący o jakości i trwałości produkowanych mebli. Można wskazać wśród polskich firm funkcjonujących dziś, te których tradycja ma ponad sto trzydzieści lat (np. Famos, Fameg, Paged Jasienica), a niektóre z polskich firm o charakterze rodzinnym, prowadzone są przez przedstawicieli już piątego pokolenia (Meble Jończyk z Dobrodzienia). Doświadczenie i praktyka wynikające z historii mają ogromny wpływ na jakość pracy, choćby przy produkcji elementów wymagających pracy ręcznej, na przykład w meblach ekskluzywnych. Dodatkowo wynikający z tradycji rzemieślniczej etos pracy daje gwarancję solidności i rzetelności wykonania tej pracy. Zdaniem Richarda Sennetta, socjologa, badacza współczesnego kapitalizmu: „…rzemiosło jest brakującą cnotą kardynalną współczesnego […] pracownika, studenta i obywatela. „[…] Rzetelność, nawet jeśli nie przynosi korzyści materialnych, jest duchem prawdziwego rzemiosła” ( Richard Sennett: The Culture of the New Capitalism, 2006, Yale University Press.)”.

Wiele dużych polskich firm meblarskich, zatrudniających dziś często setki pracowników i mających ugruntowaną pozycję na rynku europejskim, przed kilkudziesięciu laty były małymi rzemieślniczymi zakładami. I chociaż wiele się zmieniło, gdy przekształciły się one w duże przedsiębiorstwa, system wartości cechujący pracę rzemieślnika nadal jest w nich podstawą działania.

Położenie Polski w środku Europy, w miejscu gdzie od stuleci przecinają się wpływy Zachodu i Wschodu, Północy i Południa ma też duże znaczenie dla kształtowania się polskiego przemysłu meblarskiego. Znakomitym przykładem tego, jak związki meblarstwa Polski i Europy przyniosły korzyści europejskiemu meblarstwu, jest technologia produkcji mebli giętych Michaela Thoneta, która trafiła na ziemie polskie i została tutaj twórczo rozwinięta. Synowie Micheala Thoneta w 1881 roku uruchomili w Radomsku firmę pod nazwą „Bracia Thonet”, która do dziś działa pod nazwą FAMEG, a także fabrykę w Jasienicy – dzisiejszy Paged Meble. Na bazie meblowej tradycji wokół Radomska wyrosło zagłębie meblowe. Innym interesującym przykładem na związki historii ze współczesnym meblarstwem jest klaster Meble Elbląg w regionie, który można uznać za kolebkę wspominanych na wstępie mebli gdańskich. Ośrodkiem z wielowiekowymi tradycjami produkcji mebli i historycznymi związkami z kulturą europejską jest również Dobrodzień, który jeszcze sto lat temu znany był jako Guttentag. Miejsc z długą tradycją produkcji mebli jest więcej – np. Góra Kalwaria, Swarzędz i okolice Poznania, Kępno, Twardogóra. Dziś praktycznie na terenie całej Polski działają firmy produkujące meble i czerpią one korzyści z bogactwa jakim jest dziedzictwo historyczne i związki kulturowe z różnymi regionami Europy.

Zwracam się w tym miejscu z apelem do osób, które kontynuują tradycje stolarskie w firmach istniejących od co najmniej czasów międzywojennych. Proszę opiszcie swoją historię i prześlijcie na mój adres tomasz.wiktorski@brstudio.eu, może kiedyś powstanie z tych historii książka.

Serce i Rozum w handlu meblami

W sprzedaży nie chodzi dziś o produkt najtańszy i szlachetną konkurencję w celu obniżania cen – ta droga prowadzi prosto na Daleki Wschód. Chodzi o marzenie klienta o lepszym życiu w otoczeniu pięknych przedmiotów.

Proszę się nie śmiać. To samo dotyczy klientów wydających kilkanaście tysięcy na meble, jak i tych dokonujących zakupu w sklepie dyskontowym. Zostaliśmy wychowani w pochwale wieku Oświecenia i politowania dla Romantyzmu. Ufamy w to, że racjonalne myślenie kieruje naszym postępowaniem i postępowaniem klientów. Coraz więcej badań potwierdza coś zupełnie przeciwnego. Dlatego rekordy popularności biją „talent show”, w których pyta się zawodników o ich emocje, a nie programy publicystyczne z dyskusją akademicką profesorów. Warto sobie przypomnieć wiersz narodowego wieszcza „Romantyczność”, a w nim fragment: „Czucie i wiara silniej mówi do mnie, niż mędrca szkiełko i oko”.

Nie dalej jak na początku listopada ubiegłego roku w mediach prezentowana była wiadomość, o tym, że brytyjscy handlowcy mają za złe handlowcom amerykańskim, że już od listopada (od Black Friday) organizują oni przedświąteczne wyprzedaże. Brytyjski handel cierpi na tym, że klienci z Wysp wybierają promocyjne oferty sprzedaży wysyłkowej ze Stanów i nie czekają na tradycyjne obniżki Boxing Day. Nie mam informacji ilu Polaków dokonuje zakupów po promocyjnych cenach w USA, ale założę się, że takowi są i grono będzie rosło, chyba że pojawią się podobne akcje u nas. Globalizacja moi Państwo, globalizacja. Promocje to dziś element strategii handlowej i bynajmniej nie utożsamiałbym ich z brakiem szlachetności. Jeśli nie ma zwiększonego przychodu, to zawodzi komunikacja w którymś z elementów łańcucha handlowego: producent – handlowiec – klient.

Marka i edukacja. Co najlepiej podawać jako wadę produktu? Jego cenę. Jest to absolutnie wada pozorna, która podświadomie odbierana jest jako zaleta. Oczywiście mogę się śmiać z tego, że ktoś wydaje milion złotych na samochód, podczas gdy całkiem wygodnie można podróżować samochodem za 1/10 tej ceny, ale czy chcę, czy nie będę się zastanawiał co takiego jest w tym za milion. Podobnie ma się rzecz z meblami. Za ceną musi stać nie tylko jakość, ale również usługi dodatkowe, ale i marka = nośnik dodatkowych wartości. Pytanie: „Czy dzisiejsze >>marki<< meblowe rzeczywiście są nośnikiem dodatkowych wartości dla klientów?”. Co z tego, że mamy doskonałe produkty i doskonałe pomysły jeśli nasi klienci o tym nie wiedzą? Komunikacja z klientem i edukacja, to sprawa kardynalna dla dzisiejszego handlu, także dla handlu meblami. A o sile reklamy telewizyjnej niech świadczy fakt, że w badaniu prestiżowych marek (ARC Rynek i Opinia, badanie przeprowadzone dla „Rzeczpospolitej”) w kategorii wyposażenie wnętrz wygrało w 2012 roku Black Red White. Jaki jest sens utrzymywania zaporowych wysokich cen na niektóre marki? Taki sam jak posiadanie przez koncern Volkswagen: Bentleya, Bugatti, Audi, WV, Seata i Skody. Każda z tych marek ma swoje grono klientów i oznacza coś innego. Mówiąc bezpośrednio – jeśli jest kryzys to nie należy obniżać cen, tylko przygotować produkt pod inną marką, która będzie nosiła znamiona produktu ekonomicznego, albo odwrotnie.

Proszę teraz, te dwa przedstawione mechanizmy „promocji” i „marki” na pozór sprzeczne ze sobą zestawić a wyjdą Państwo na swoje.

Czy w Polsce, a konkretnie w handlu meblami jest dziś bardzo źle? Właśnie opublikowałem raport „Polaków wydatki na meble 2013”. Jest dużo gorzej niż 5 lat temu. Rynek mebli klientów indywidualnych z rekordowej wartości 6,4 mld złotych w 2008 roku skurczył się o blisko 20%. Z raportu wyraźnie widać, że starzejące się polskie społeczeństwo mniej chętnie kupuje meble; że potrzebne są dzieci, aby mebli kupowano więcej. Ale widać też, że kupowane są meble w całym przedziale cenowym, że najczęściej wybiera się „markę”. Wniosków można wyciągać o wiele więcej.

Jeżeli więc przez rok nie można sprzedać zestawu mebli, to śmiem więc twierdzić, że oferta nie była dopasowana do potrzeb klientów odwiedzających ten salon. Jeżeli produkt nie jest źle przygotowany (co powinien ocenić handlowiec biorąc mebel do swojej oferty) to zawodzi komunikacja salonu z klientami.

Podsumowanie jest podobne jak miesiąc temu. Świat się zmienił, handel się zmienił. Sukces odniesiemy jeśli do cholery i my się zmienimy.

Kiedy będzie lepiej?

Jeśli czekasz z utęsknieniem na czasy kiedy „będzie lepiej”, to w zasadzie możesz już zacząć zwijać swój interes!

Wielu nurtuje pytanie: „Kiedy będzie lepiej?”. Pytanie jest uzasadnione o tyle, że w opinii kilku znajomych przedsiębiorców ostatnie 3 lata, od 2009 roku, to huśtawka z przewagą spadania. Żeby zrozumieć pytanie, należy popatrzeć wstecz, na bezprecedensowy rozwój branży meblarskiej w Polsce na przestrzeni ostatnich dwóch dekad. 15 lat temu podstawą sukcesu było posiadanie środków produkcji, i samo to gwarantowało sowite zyski. Produkt był na drugim planie – sprzedawało się wszystko co zostało wyprodukowane. Od pewnego czasu już tak nie jest. Zyski się kurczą i to pomimo kilkukrotnych na przestrzeni ostatnich lat procesów optymalizacji kosztów i wprowadzenia do procesu produkcyjnego wydajniejszych maszyn. Pytanie przedsiębiorcy o to „Kiedy będzie lepiej?” w zasadzie jest pytaniem „Kiedy będzie tak jak 5 czy 10 lat temu?”, albo „Kiedy znów będziemy zarabiać tak dobrze jak 15 lat temu?” Jeszcze w 2009 -2010 roku wypowiedzi prezesów wielu firm koncentrował się na tym „Jak przetrwać kryzys?”, „Kiedy kryzys się skończy?”, a więc zakładali przejściowość zaistniałej sytuacji.

Istnieją obiektywne przesłanki mówiące o tym, że w przewidywalnej przyszłości nie będzie ponownie okresu tak dynamicznego wzrostu ani dla branży meblarskiej, ani dla Polskiej gospodarki, co za tym idzie nie należy się spodziewać, że jeszcze kiedyś będzie tak dobrze jak przed laty.

Dlaczego? Na ten temat można zorganizować wielogodzinną dyskusję, wydano już kilkaset książek, i na pewno zostanie obronionych kilkadziesiąt doktoratów. Wybaczą mi więc Państwo, że tylko pobieżnie zasygnalizuję kilka spraw.

Rozwój gospodarki, czy przedsiębiorstwa wymaga pieniędzy, pieniądze biorą się z pracy (bynajmniej nie administracji) – pracy wykonywanej na rzecz tych, którzy pieniądze mają. Globalizacja i konkurencja zmuszają, aby wyprodukować i sprzedać więcej przy niższych kosztach, a więc i niższych pensjach lub mniejszej liczbie etatów. Skutek? W ujęciu globalnym wielki i bardzo wydajny „biznes” został przyłapany na tym, że chce sprzedawać co raz więcej tym, którym jednocześnie nie chce więcej płacić. Sytuacja dotyczy praktycznie wszystkich branż, a najbardziej skrajnym przypadkiem jest dystrybucja dóbr elektronicznych, generujących czasem krociowe przychody, a w teorii mogące być wynikiem pracy jednej osoby. Ale to nie biznes jest przecież przyczyną kryzysu – tożby to było kuriozum! Z resztą przytoczona teoria jest autorstwa profesora Beniamina Barbera – autorytetu o lewicowych poglądach. Nie mniej jako dziecko, w szkole podstawowej wyobrażałem sobie XXI wiek, jako czas kiedy każdy będzie miał robota, który będzie zarabiał na swojego właściciela. Roboty są, tylko nie jak jestem ich właścicielem.

Do wzrastającej wydajności, skutkującej mniejszym zapotrzebowaniem na pracę ludzką dochodzi aspekt demograficzny, a mianowicie starzenie się społeczeństw. W wyniku przemian kulturowych i społecznych zachwiana została zastępowalność pokoleń, a model świadczeń emerytalnych dobry w czasach Otto Bismarcka dziś prowadzi do katastrofy finansowej. Przecież dzisiejsze emerytury wypłacane są z dzisiejszych składek. Przy wzrastającej liczbie osób pobierających świadczenie emerytalne oczywiste jest, że muszą się zwiększać obciążenia na pracujących.

Kolejnym składnikiem węzła gordyjskiego hamującego rozwój gospodarek jest przerost administracji i ograniczanie swobody gospodarczej. Urzędnicy, a w zasadzie należy użyć słowa biurokraci, wymyślają kolejne przepisy i wymogi, aby uzasadnić potrzebę własnego istnienia, a przecież ich pensje to marnotrawnie pieniędzy. Żaden urzędnik nie generuje ani złotówki, i jest wyłącznie utrzymywany z obciążeń pobieranych z wynagrodzeń pracowników, lub podatków pośrednich. Począwszy od przerośniętych urzędów wszelkiej maści, zmanierowane sekretariaty kancelarii rządowych, aż po euro parlament mieszczący się w trzech miastach oddalonych od siebie o blisko setkę kilometrów mamy taką „jemiołę” (użyłem tego słowa żeby nie używać słów bardziej dosadnych, a wierzę że wiedzą Państwo w jaki sposób żyje i rozwija się jemioła), która usadowiła się na organizmie pracujących i pracodawców. Wszystko to na rękę politykom, którzy jako bezpośredni przełożeni aparatu administracyjnego niejako trzymają na garnuszku setki tysięcy etatów z nadzieją na głos w nadchodzących wyborach. Co raz trudniej jest wskazać polityka, na którego przykładzie można by pokazać, że jego praca to służba społeczeństwu, a nie cyniczne nabijanie własnej kasy. Dobro wspólne, etos pracy, przywiązanie do tradycyjnych wartości nie są dziś w cenie – a bardzo szkoda. „Dzisiejszy kryzys jest za słaby, aby otrzeźwić klasę rządzącą” – trafną metaforę przytoczył szanowny Andrzej Sadowski w trakcie jednej z rozmów – „Żaba wrzucona do wrzątku wyskoczy, ale jeżeli będziemy ją podgrzewać powoli, nie zauważy kiedy się ugotuje”*,**

Zarówno problem demograficzny jak i administracyjny skutkują wzrostem obciążeń na pracę, zmniejszeniem konkurencyjności i wyhamowaniem gospodarki, ale to administracja jest kluczem.

Dochodzimy wreszcie do niespotykanego w historii ułatwienia transportu i wymiany ludzi, dóbr, kapitałów i informacji. Jeszcze dziesięć lat temu mieliśmy ograniczenia w poruszaniu się po Europie, niewiele firm posiadało strony internetowe, e-commerce był na półce z science-fiction, bilety lotnicze były po prostu drogie, Chińskie PKB było o około 200% mniejsze niż obecnie. Dziś natomiast Twitter, Facebook, Google, Apple, YouTube powodują, że w kilka minut po publikacji dostęp do informacji jest globalny. Przykład utworu koreańskiego artysty PSY, który stał się globalnym hitem w cztery miesiące tylko dlatego, że jest internet, to signum tempori. Procesy zmieniły swoje tempo, klienci mają dostęp do produktów z całego świata i nic ich nie ogranicza. Polska powoli przestaje być beneficjentem globalizacji rozumianej jako lokowanie miejsc pracy nad Wisłą i musi zrozumieć, że o globalną pozycję i globalny sukces musi walczyć marką, kreatywnością, designem, pomysłowością, internetem -czyli zupełnie inaczej niż dotychczas.

Szanowny czytelniku, jeżeli więc czekasz aż sytuacja sama zmieni się na lepsze, to po prostu się nie doczekasz. A jeśli nadal ufasz że twoje przeznaczenie to sukces, to czy prędzej zmień myślenie, nadrób zaległości, uruchom pokłady kreatywności w twoim zespole, wyjdź poza schemat i myśl globalnie.

 

 

*żadne zwierzę nie ucierpiało w trakcie opracowywania niniejszego tekstu,

*nie próbujcie tego w domu

Czy biedronki umeblują Polskę?

Bez dwóch zdań produkujemy meble po to, żeby zarabiać pieniądze. Najlepiej produkować meble segmentu wyższego, ponieważ na takim można wygenerować lepszą marżę. Tak podpowiada intuicja.
Drzwiczki w meblościance odpadły. Dykta w szufladach już od dawna odklejona. Półki obszczypane od co najmniej 10 lat. Na szybach kalkomania z przed komunii dorosłego dziś syna. W portfelu puchy, ale trzeba kupić meble, bo inaczej wszystkie rzeczy wylądują na środku szesnastometrowego salonu na drugim piętrze bloku z wielkiej płyty. Bohaterowie opowieści zamykają za sobą szare drzwi na odrobinę cuchnącej klatce schodowej, gdzie ściany zdobią graffiti i wzory wypalone papierosem przez młodocianych obywateli. Żeby dostać się do sklepu meblowego z osiedla nadal nazywanego „osiedlem młodych” przechodzi się przez wydeptany do gołej ziemi trawnik, mijając altanę na śmieci, w której właśnie trwa bezosobowy recykling puszek, szmat i wszystkiego co jeszcze się przyda. Jeszcze tylko sprawny slalom pomiędzy trzema kałużami i już nadjeżdża czerono-brudny autobus z klekoczącym silnikiem. Wsiadamy i przez 30 minut za oknami można prześledzić krajobraz miasta składający się z zardzewiałych bram nieczynnych zakładów, na których zamontowano nowe bilboardy reklamujące lesze życie; okolice centrum z umytymi oknami salonów telefonów komórkowych, banków, salonów markowej odzieży z zaparkowanymi samochodami klasy i tak lepszej od wiozącego nas autobusu; i znów oddalając się od centrum szarzejącą rzeczywistość. Wysiadka obok centrum handlowego. W porównaniu do naszego mieszkania sklep meblowy wygląda olśniewająco, nawet onieśmielająco. Nie można jednak pozbyć się wrażenia, że pomimo czystości i nowych wzorów mebli, sklep nadal przypomina magazyn rodem z PRL. Kanapy, fotele, stoły, krzesła stoją ciasno w równych rzędach, do wyboru, do koloru. Koncentrują się na różnorodności, ale nie tworzą nic spójnego. Wszystko jest albo w cenie dwóch miesięcznych wynagrodzeń całej rodziny, albo w rozmiarze, który ma się nijak do M3 o powierzchni 38 metrów kwadratowych. Po przejściu kilkuset metrów pomiędzy najróżniejszymi meblami bohaterowie wychodzą zrezygnowani. Ani cena, ani wzory nie układają się w sensowną całość – głowa boli i ma się dość. Pozostają zakupy bułek, masła, kiełbasy, pomidorów, proszku do prania i piwa w dyskoncie na osiedlu. O dziwo na środkowym stole z sezonowymi nowościami leżą duże paczki z napisem „Meblościanka – 399 zł; długość zabudowy 2,2 m; kolory olcha, buk, wenge”. Decyzja jest prosta – kupujemy.
Dlaczego tak się stało? Dlatego, że oferta sklepów meblowych jest w dużej mierze niedopasowana do oczekiwań klientów. Dlatego, że nie znamy swoich klientów, albo udajemy, że wszystkich Polaków stać na meble z segmentu wyższego. Tymczasem nie. Właśnie ukończyłem raport na temat mebli kuchennych, a przy okazji przeanalizowałem jak wygląda dystrybucja dochodów Polaków. Okazuje się, że lepiej uposażone 20% ludności otrzymuje ponad 40% dochodów, podczas gdy 20% tych gorzej uposażonych tylko około 8%. Większość producentów chciałaby produkować meble z wyższej półki, bo na tych da się wygenerować „godziwą” marżę. Problem w tym, że większość Polaków nie stać na te meble. Czy zatem na meblach tanich nie da się wygenerować marży? Śmiem twierdzić, że znaczna część producentów nie jest wstanie na tyle zapanować nad swoim biznesem, żeby wygenerować zysk na tanich meblach, a próba produkcji mebli z wyższej „półki” jest tylko maskowaniem niedoskonałości biznesowych.
Zaskoczeni, taką diagnozą? Obserwuję od kilkunastu miesięcy jak największa sieć dyskontów, ale również i inni operatorzy dyskontów, stopniowo wprowadzają meble do swojej oferty. Początkowo były to tylko półki, później komody, a ostatnio „zestaw mebli kuchennych” w cenie 399 zł! 2 000 sklepów, razy 3 komplety (tyle zestawów widziałem na palecie w jednym sklepie), razy 5 szafek, to daje zamówienie wielkości 30 tysięcy jednakowych szafek. Podobny szturm na segment ultra-ekonomiczny da się zaobserwować w większych marketach. Czy ktoś dostarczył te szafki bez marży? Poniżej kosztów? Czy przyjechały z Chin? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że ktoś podjął decyzję biznesową, żeby takie szafki wykonać i na tym zarobić. Wiem też, że jest grupa osób, która te szafki kupiła. Zarówno producentom jak i handlowcom powtórzę pytanie: „Czy biedronki umeblują Polskę?”.
Felieton zainspirowany wykładem profesora Jana Kukuły z wrocławskiej ASP pod tytułem „Dlaczego lubię chodzić do IKEA?”.