Co dzieje się z niezależnymi sklepami meblowymi? Obawiam się, że w większości nic dobrego.
W 2014 roku napisałem felieton „Dużemu uwierzę, z małego będę kpił” – rzecz dotyczyła przewagi rozwiązań handlu sieciowego nad niezależnym. Sprawdźmy wyniki kilku głównych podmiotów. Liczba sklepów IKEA wzrosła z 8 do 12, a obroty z 2,38 do 4,33 mld złotych. Liczba sklepów Agata wzrosła z 16 do 31, a obroty z 671 milionów do 1,8 mld złotych. Obroty Jysk wzrosły z 1,3 do blisko 3 mld złotych. W tym czasie liczba podmiotów zarejestrowanych pod kodem PKD 4759 „Sprzedaż detaliczna mebli, sprzętu oświetleniowego i pozostałych artykułów użytku domowego prowadzona w wyspecjalizowanych sklepach” w Polsce spadła z 9 230 do 8 355 (stan na 30.09.2020). Liczba punktów handlowych ograniczona została jeszcze bardziej.
Miałem okazję w minionych miesiącach odwiedzić ponad 50 salonów oferujących meble w miastach, które nie należą do grupy najbogatszych. Nota bene z punktu widzenia rynku meblarskiego Polska nie dzieli się na Polskę A i B, ale raczej na Polskę I ligi, II Ligi i III ligi. Zainteresowanych zapraszam do osobistego kontaktu. A więc podróżowałem po miastach drugiej ligi. Jakże mój światopogląd o handlu meblami został boleśnie zweryfikowany. Może wyjaśnię. We wszystkich odwiedzonych miastach były sklepy IKEA, AGATA, KLER, BODZIO, VOX i tu prawie mógłbym zakończyć wymienianie miejsc wartych odwiedzenia. Pozostałe sklepy to sklepy niezależne i w przytłaczającej większości nie sprawiały dobrego wrażenia. Dało się zaobserwować kilka strategii. Pierwsza: po taniości – powierzchnia niby duża, wybór niby jest, ale z pewnością nie urządził bym tak swojego mieszkania. Z zakamarków wygląda PRL, obiekty zamortyzowały się dawno, a fundusz rewitalizacyjny rozszedł się wraz z wydatkami właścicieli. Druga strategia –- sprzedajemy meble razem z kuchniami. Obok kilku zestawów mebli kuchennych prezentuje się kilka zestawów stołów z krzesłami, sypialni lub mebli skrzyniowych. Powierzchnia mała, ale dobrze urządzona – meble sprzedajemy z katalogów. Strategia trzecia – meble sprzedajemy z materiałami podłogowymi. Głownie sprzedajemy podłogi, drewniane lub glazurę i terakotę, a gdzieś w rogu prezentujemy kilka mebli i sprzedajemy więcej z katalogów. To ciekawa strategia, ponieważ pozwala dużo wcześniej nawiązać relację z klientami, którzy remontują gruntownie lub wyposażają nowo wybudowany dom. Minusem jest to, że rzadko wracają po meble. Strategia czwarta – butiki z dekoracjami i meblami. Malutkie. Czasem o powierzchni 50 mkw, rzadko powyżej 100 mkw. Jakże mało można spotkać dobrze urządzonych salonów proponujących na miejscu szerszą ofertę mebli. Dałoby się wskazać jeszcze kilka hybrydowych rozwiązań.
Niegdyś salony niezależne obsługiwały swoje miasta i regiony kompleksowo w meble. Dziś muszą szukać dodatkowych zajęć, aby utrzymać się na rynku. Jak sfinansować rozwój? Czy internet może być rozwiązaniem? To trudne pytania, które należy rozpatrywać indywidualnie. Nasze nowe badanie – Wskaźnik cen mebli – daje obraz jaka walka toczy się o klienta. Rozmowa z zaprzyjaźnionym producentem mebli dobitnie pokazuje, że odpowiedzialność za sprzedaż leży po stronie handlu. Więc to handel musi przedstawić wiarygodny pomysł na sprzedaż, który zechcą sfinansować banki. Żeby banki chciały finansować rozwój handlu meblami najlepiej przedstawić im pomysł na sieć. Zobaczcie – może rozwijać się Żabka i Dino, a meble jakoś nie znalazły pomysłu na rozwój. Stoją za tym lata prosperity i przyzwyczajenia właścicieli do niezależności. Tylko czy taki model da się obronić? Tak jak w przypadku innych produktów, tak i w branży meblarskiej ma zastosowanie stara podstawowa ekonomiczna zasada. Cena nie zależy od produktu tylko od układu popytu i podaży. Dalej cena odbija się na układzie przychody versus koszty – a to ostatecznie decyduje o możliwościach rozwoju.