Sprawdzamy ceny mebli

Na polskim rynku do niedawna nie było systematycznego badania cen produktów meblarskich, ale teraz już jest.

Wielu narzeka na GUS, że dostarcza dane niedokładne, zbyt ogólne, zbyt późno, nie pasujące do potrzeb branży. Ja akurat GUS szanuję ponieważ jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. No ale dużą zaletą GUS’u jest systematyczność i prowadzenie badań na dużych grupach. Co do terminu i dokładności danych też mam zastrzeżenia, ale z biegiem lat i tak jest co raz lepiej. Niemniej jednak – tak jak jest z parametrami elektronów – nie można poznać wszystkich na raz – tak też jest z danymi o branży meblarskiej – wszystkiego na raz nie poznamy.

Badanie branży stanowi pewne wyzwanie również dla osób, które się w tym specjalizują. Głównym problemem jest nieufność i przekonanie, że lepiej jest nie dzielić się danymi. Lepiej działać na „czuja”. W wielu firmach wciąż kształtowanie strategii w oparciu o dane jest nieosiągalne. Ja od lat mam przekonanie, że aby zarządzać trzeba mierzyć. I to mierzyć nie tylko własne wyniki, ale również otoczenia gospodarczego. To co robią firmy w moim otoczeniu jest dla mnie równie istotne jak to, co się dzieje w mojej firmie. Na przykład jeśli inni podnoszą ceny, a ja nie, to może oznaczać, że gubię zyski. Jeśli inni obniżają ceny,  a ja nie, to może oznaczać, że przestaję być konkurencyjny. Tak jak pisałem w poprzednim felietonie „cena produktu nie zależy od samego produktu” a od gry popytu i podaży.

Ostatni rok pokazał nam jeszcze wyraźniej jaką wagę ma szybkie reagowanie na bodźce rynkowe. Jeszcze dwa lata temu kiedy rozmawiałem z przedsiębiorcami, twierdzili oni, że rynek meblarski wystarczy badać raz na rok, a nawet raz na dwa lata. Tymczasem w ubiegłym roku zapotrzebowanie na analizy było w wydaniu niemalże tygodniowym. Oczywiście mówimy tu o wyjątkowym roku. Digitalizacja, o której piszemy od jakiegoś czasu, pozwala na jeszcze dalej idące zmiany, a mianowicie na badania on-line z raportowaniem na żywo. Takie rozwiązania też już są dostępne na rynku, ale uwzględniając specyfikę branży nie sądzę, aby już obecnie było uzasadnione stosowanie takich rozwiązań na szeroką skalę.

Spróbuję teraz powiązać trzy przedstawione wyżej zagadnienia. Primo. Skoro nie ma dobrych danych branżowych to podejmiemy się takie dane zbierać. Będziemy działać długofalowo i systematycznie. Będziemy zbierać informacje na dużej grupie. Secundo. Będziemy zbierać takie dane, który w sposób prosty pozwolą „niespecjalistom” wyciągać wnioski i kształtować strategię w firmach. Jednocześnie będą to dane łatwo dostępne dla „każdego”. Tertio. Wykorzystamy digitalizację, aby dane mieć szybko i tanio. To jest kierunek, w którym rozwija się B+R Studio.

Teraz do konkretów.  Zaczynamy od wskaźnika cen mebli. Już w maju po raz pierwszy ogłosimy wyniki badania cen mebli. Od kilku miesięcy zbieramy dane na temat kilkuset wytypowanych produktów z 10 największych sklepów. Produkty pogrupowane są w 21 kategorii od krzeseł i stołów, przez meble tapicerowane różnych typów, po meble skrzyniowe i materace, meble młodzieżowe czy home office. W pierwszym tygodniu miesiąca będziemy ogłaszać publicznie wskaźnik inflacji meblarskiej. Chętni będą mogli poznać szczegóły, a mianowicie jak wyglądała inflacja w poszczególnych kategoriach mebli czyli o jaki procent zmieniły się ceny na przykład stołów z drewna litego, a o ile tych z płyty. Będzie można również sprawdzić jakie ruchy cenowe wykonały poszczególne sklepy. Dzięki takim informacjom producenci mebli, handlowcy, dostawcy dla meblarstwa będą mogli precyzyjnie zmierzyć zmiany zachodzące na rynku i szybko reagować na postępowanie konkurencji. Decyzje będzie można podejmować na podstawie obiektywnych danych, a nie na wyczucie. Wskaźnik inflacji meblarskiej to pierwszy z nowych produktów B+R Studio. Jeśli chcą Państwo od pierwszej edycji mieć pełne i szczegółowe dane o wskaźniku inflacji meblarskiej albo dowiedzieć się więcej jak to badanie działa, zapraszam do bezpośredniego kontaktu: tomek@brstudio.eu

Co dziś boli branżę meblarską?

SARS-COV2 rozhuśtał rynek do tego stopnia, że za chwilę możemy się wywrócić. Potrzebujemy stabilizacji przez inwestycje.

Zacznijmy od przypomnienia z podstaw ekonomii. Cena towaru nie zależy od samego towaru, a od układu sił popytu i podaży. Jeśli rośnie popyt to możemy zwiększać cenę, przynajmniej do chwili, gdy podaż ponownie zrównoważy wzrost popytu i cena powróci do wcześniejszego poziomu. Dlaczego o tym piszę? A no dlatego, żeby przygotować podbudowę pod wyjaśnienie obecnych wzrostów cen.

Przez ostatnie 7 lat przed pandemią popyt wzrastał stabilnie o przeciętnie 5-7% rocznie, choć przyrosty malały. Stabilizacja pozwalała na minimalizowanie zapasów i precyzyjne przewidywanie zapotrzebowania. W styczniu 2020 roku usłyszeliśmy doniesienia o epidemii w Wuhan i o lockdownie w Chinach, w wyniku którego stanęło część fabryk. To z kolei spowodowało nerwowe tworzenie zapasów w wielu firmach w Europie, w tym i w Polsce. Popyt na komponenty i akcesoria notował rekordy wszechczasów. W lutym i marcu 2020 roku wybuchła pandemia wirusa Sars-COV2 w Europie i z dnia na dzień zamknięto znaczną część placówek handlowych. Stanęła część firm, stanął handel. Tym razem popyt na akcesoria i komponenty spadł do minimum. Podobnie prze kilka tygodni padł popyt ze strony klientów indywidualnych. W tym czasie należało chociażby kontraktować drewno z Lasów Państwowych, co w sytuacji braku popytu detalicznego czyniono bardzo ostrożnie. Następnie powrócił popyt detaliczny. Tym razem stymulowany był nakazami pracy zdalnej i zaleceniami pozostania w domach, rezygnacji z wyjazdów wakacyjnych i zwyczajnym strachem przed chorobą. Jesienią i zimą ponownie nasilono restrykcje dotyczące handlu. W marcu 2021 roku restrykcjami objęte były rynki odbierające około 60% polskiego eksportu mebli. Kolejne dołki i górki oraz niepewność spowodowały, że praktycznie wszyscy partnerzy w łańcuchu produkcji zaczęli zwiększać wartość magazynów. Popyt na meble zwiększył się nie tylko z uwagi na zachowania konsumenckie (i to niemal na całym świecie), ale i poprzez rozbudowywanie zapasów. A skoro jest popyt to można zwiększyć ceny, chyba że wzrośnie podaż.

Podaż kształtuje kilka czynników: dostępność oraz koszt materiałów i energii, dostępność kapitału ludzkiego, technologii, etc.. Dostępność materiałów. Akcesoria zakorkowały się przez kilkutygodniowe przestoje w Chinach, a następnie drożały z uwagi na wzrost cen transportu międzynarodowego (transport nie nadążał obsługiwać popytu) i zwiększanie zapasów magazynowych. Płyty jest zbyt mało, ponieważ w trakcie lockdownu nie zakontraktowano odpowiedniej ilości drewna w LP, a LP nigdy nie były elastyczne w reagowaniu na potrzeby rynkowe, żeby „dołożyć drewna na rynek” pomiędzy półrocznymi przetargami. Podobno wprowadzone w 2019 roku niemieckie standardy pomiaru emisyjności formaldehydu dodatkowo wymuszają zmniejszenie wydajności linii produkujących płytę, więc nawet nowe inwestycje z ostatnich lat nie specjalnie poprawiły stronę podażową na rynku krajowym. Kombinaty produkujące chemikalia do spieniania pianki podobno znów mają awarię (tak jak w 2016-2017 roku) i nie mogą dostarczać tyle surowca na ile jest zapotrzebowanie. Prąd drożeje zgodnie z przewidywaniami z uwagi na europejski system opłat za emisję dwutlenku węgla. Wynagrodzenia rosną, ponieważ ludzi do pracy brakuje już nie tylko z powodu starzenia się społeczeństwa, ale i z uwagi na ograniczenia w przyjazdach pracowników z zagranicy oraz z uwagi na absencje wywołane kwarantannami i zwolnieniami chorobowymi. W efekcie podaż nie jest w stanie nadążyć za popytem i ceny rosną.

A kiedy ceny spadną? Wtedy kiedy spadnie popyt albo rozbuduje się podaż. Powinniśmy jako branża silniej zabiegać o budowę w Polsce instalacji do produkcji izocyjanianów, kolejnej fabryki płyt drewnopochodnych, akcesoriów meblowych. Musimy zabiegać o łatwiejsze pozyskanie pracowników zagranicznych oraz inwestować w tańszy prąd czy digitalizację i rozwój technologii produkcji.

Problem z komercjalizacją innowacji

Polskie firmy niechętnie opracowują przełomowe innowacje, ponieważ nie stać ich na światową komercjalizację wyników.

Dziś nietypowo chciałbym rozpocząć felieton od odpowiedzi na list od firmy Melaco, który dotarł do redakcji BiznesMeble.pl po felietonie „Meble w paczkach”. We wspomnianym felietonie rzeczywiście nie wymieniłem Melaco jako firmy oferującej system szybkiego montażu mebli „na klik”. Melaco istotnie posiada rewelacyjny, nagradzany system szybkiego montażu mebli, bez użycia narzędzi!  Dlaczego o nim nie napisałem, a wymieniłem trzy inne oryginalne rozwiązania polskich firm? Ponieważ Melaco w istocie oferuje rozwiązanie na licencji szwedzkiej firmy Treespine. Czy ten system spełnia założenia opisane we wcześniejszym felietonie? Tak! Czy jest warty zainteresowania? Tak! Ja natomiast pozostawię sobie swobodę promowania krajowych rozwiązań.

Cała ta sprawa skłoniła mnie do poruszenia problemu komercjalizacji przełomowych innowacji  z polskim rodowodem. Innowacje polskich firm meblarskich zazwyczaj mają charakter „przyrostowy”, to znaczy ulepszamy istniejące rozwiązania, żeby produkować szybciej, lepiej, wydajniej. Niezwykle rzadko pojawiają się wynalazki o przełomowym charakterze, a nawet jeśli się pojawią to spotyka je finansowa klapa, lub są wykupywane przez zagraniczne podmioty. Dlaczego tak się dzieje? Moim zdaniem to kwestia trzech czynników: słabości marki kraju, braku pieniędzy i znajomości. Może po części jest to również kwestia średniego dopasowania regulaminów funduszy, które mają zachęcać do aktywności innowacyjnej, badawczej i rozwojowej. Weźmy jakiś przykład. O. Sprężyny auksetyczne opracowane dekadę temu przez konsorcjum z udziałem Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Zapewniają niebywały komfort siedzisk. Problem w tym, że aby uruchomić linię produkcyjną takich sprężyn należy zapewnić im zbyt na globalną skalę. Dekadę temu, o ile wiem, nie było w Polsce firmy zainteresowanej zainwestowaniem odpowiedniej sumy pieniędzy w marketing i uruchomienie produkcji. Zbyt duże ryzyko. Wiele projektów unijnych, kolokwialnie mówiąc się „nie spina”, ponieważ koszt opracowania innowacji nie jest uzasadniony z punktu widzenia ekonomiki przedsiębiorstwa, jeżeli ma służyć wyłącznie w tym jednym przedsiębiorstwie. W branży nie ma projektów badawczych o wartości  10 milionów złotych, a nawet 1 miliona. Z resztą co takiego można by opracować za 10 milionów? Ile produktów należy później sprzedać, aby ten nakład zwrócił się z zyskiem?

Jak to więc robią inni? Miałem przyjemność dyskutować z profesorem Tomaszem Szejnerem z Uniwersytetu Cambridge na temat tworzenia ekosystemów innowacji. Robi się to tak. Po pierwsze robi się to dla pieniędzy. Po drugie dla rynku. Po trzecie w sposób kontrolowany. Najlepiej kiedy obok siebie zbiorą się uniwersytet i fundusze inwestycyjne. Jedni mają wiedzę i autorytet, drudzy pieniądze na ryzykowne przedsięwzięcia. W pierwszym etapie naukowcy we współpracy z przemysłem typują nisze rynkowe, w których można wynaleźć coś przełomowego lub czegoś brakuje. Od początku wybierane są tylko takie obszary, na których wiadomo, że da się zarobić, a klienci już oczekują rozwiązań. Po drugie szuka się kogoś kto mógłby zaangażować się w poszukiwanie takich rozwiązań – szuka się zespołów badaczy – oni nie muszą być z uczelni. W skrajnych przypadkach braku doświadczonego zespołu można taki zespół utworzyć dobierając kreatywnych ludzi w konkursach. Zespół otrzymuje określone zadania oraz wszechstronne wsparcie – merytoryczne, marketingowe oraz kapitałowe. Poprzez koneksje uczelni i funduszy zespół jest prowadzony przez cały czas pod kątem spełnienia oczekiwań globalnych klientów. Taki proces inkubacji trwa od 2 do 5 lat i przechodzi przez kolejne kamienie milowe. Jeśli wyznaczonego celu nie da się osiągnąć, praca jest przerywana. Ale zespół nie ponosi konsekwencji finansowych. Żeby osiągnąć zamierzony cel biznesowy, uruchamia się minimum 8-10 zespołów, aby statystycznie zmniejszyć ryzyko niepowodzenia. Sęk w tym, że trzeba w przedstawiony wehikuł zainwestować w przeliczeniu na złotówki około 100 mln złotych. A w Polsce nie ma takich pieniędzy i chętnych, aby podjąć takie ryzyko.

Wkrótce odwilż

Czekamy na zakończenie zimy równie niecierpliwie jak na zakończenie restrykcji pandemicznych.

Zima momentami jest piękna, momentami irytująca, momentami obezwładniająco bezlitosna. Piękny jest świeży śnieg gdy spokojnie pada za oknem, ale już zaspy, gołoledź i kilkunastostopniowy mróz mogą wyłączyć z funkcjonowania nie jeden samochód i pokrzyżować wiele planów. Całe szczęście, że każda zima kiedyś się kończy, a w naszej strefie klimatycznej jesteśmy do tego cyklu przyzwyczajeni. Skończy się kiedyś również pandemia COVID-19. Tu wiemy zdecydowanie mniej odnośnie tego, kiedy się spodziewać odwołania zakazów. Ostatni rok pokazał mi, że podobnie jak prognozy pogody, tak przewidywania koniunktury meblarskiej w takich warunkach mogą być obarczone dużym błędem. W zasadzie pozostaje tylko możliwie jak najszybsze odczytywanie zmian i prognozowanie krótkoterminowe.

W połowie stycznia 2021 przeprowadziłem dziesiątą falę badania wpływu COVID-19 na branżę meblarską i najważniejszym hasłem, które przewijało się przez większość wywiadów było „niepewność jutra”. Niby zamówienia w większości firm były, ale wciąż przedłużane restrykcje wprowadzają poczucie lęku. Nie wiemy czy partnerzy będą mogli prowadzić swój biznes? W jakich warunkach i kiedy? Może uderzenie przyjdzie z inne strony, na przykład załamania gospodarczego w sektorze turystyki, hoteli czy restauracji. Czy w końcu wycieńczony blokadami biznes będzie wykupowany przez fundusze inwestycyjne? Albo w miejsce lokalnych firm wejdą międzynarodowe sieci zmieniając dotychczasowe relacje? Wiemy, że coś musi się wydarzyć, ale nie sposób przewidzieć co to dokładnie będzie.

Spróbujmy jednak zastanowić się na chłodno, kiedy zakończy się pandemia i czego można się spodziewać po jej zakończeniu? Po pierwsze pandemia skończy się wtedy, kiedy duża część społeczeństwa się zaszczepi, a głosy antyszczepionkowców traktuję jak dywersję obcych państw. Tempo szczepienia w pierwszych tygodniach wskazuje, że możemy miesięcznie wyszczepiać 1 mln osób jedną dawką – czyli 500 tyś. zakładając konieczność podania dwóch dawek. Daje to 3 mln w pół roku lub 6 mln w rok. Zaszczepienie połowy populacji w Polsce zajęłoby w tym tempie 3 lata. Całego kraju ponad 6 lat. Nawet jeśli tempo wzrośnie o 100% to połowę populacji (chętnych) zaszczepimy najwcześniej za około 18 miesięcy. Do tego czasu zakładam, że będziemy żyli z restrykcjami covidowymi. Rozluźnienie może pojawić się w miesiącach letnich, kiedy odporność ludzkiego organizmu jest w sposób naturalny wyższa.

Po zakończeniu pandemii będziemy mniej się przemieszczać. Ten wniosek dotyczy znacznej części ruchu biznesowego. Dzisiejsza technologia telekonferencji i poziom akceptacji dla tej formy spotkań powodują, że wiele firm zrozumiało, że jest to pole do oszczędności i poprawy wydajności. Biznesowe spotkania face to face stopniowo będą stawały się luksusem zarezerwowanym dla najważniejszych spraw. Flota firmowych pojazdów przedstawicieli handlowych zostanie ograniczona, wydatki na paliwo obcięte, czas spędzony za kierownicą ograniczony. Oczywiście nie wszędzie i nie do zera.

Pozostanie z nami większa elastyczność odnośnie pracy zdalnej. Miałem w sowim życiu okres dwóch lat, podczas którego dojazdy do pracy zajmowały mi minimum 5 godzin dziennie. Pomimo iż była to praca umysłowa, dyrektor HR nie chciał słyszeć o pracy zdalnej. Teraz więcej osób będzie miało wybór. Zatem meble do domowego gabinetu to nie będą już tylko biurka młodzieżowe, a standard wyposażenia miejsc będzie wzrastał, aby choć emocjonalnie zrekompensować czas poświęcany na dojazdy.

Relacje handlowe będą zupełnie inaczej poukładane. Możliwe, że te relacje zostaną zmienione nie tylko z uwagi na pandemię. Równie ważne są geopolityczne tarcia. Moim zdaniem zwiększy się dywersyfikacja kierunków zaopatrzenia i sprzedaży. Cześć zaopatrzenia, może drożej, ale będzie realizowana bliżej miejsc produkcji – z uwagi na obniżenie ryzyka zerwania dostaw. Większa część sprzedaży będzie realizowana poza Europą, co pomoże obniżyć ryzyko wystąpienia kryzysu u znacznej liczby partnerów w tym samym czasie.

Pewnie zmian będzie więcej, ale te wydają się nieuniknione. Z resztą już się dzieją. Z OIGPM zbieramy właśnie drugą grupę na wystawę w High Point. Zapraszamy. Oby do wiosny.

Meble w paczkach

Felieton o różnicach w podejściu do mebli w paczkach na przykładzie Polski i USA.

Flat pack, ready to assemble (RTA), knock down (KD), kit furniture czy może do-it-yourself( DIY) ten podstawowy słowniczek angielskich zwrotów określających meble w paczkach powinien być znany wszystkim producentom mebli. Polską specjalnością są właśnie meble w paczkach, zaraz obok mebli tapicerowanych. Produkcja takich mebli jest wyjątkowo prosta. Cięcie wzdłuż, cięcie w poprzek, okleinowanie, wiercenie, kompletacja okuć, pakowanie, kropka. Miałem okazje ostatnio składać zakupione w polskiej firmie biurko. Teraz pytanie do Państwa. Z ilu elementów płytowych i ilu śrubek, gwoździ i innych akcesoriów składa się taki mebel? …20 – 30 płyt? 40 śrubek? Ależ nie! Formatek było równo 50, a śrubek, wkrętów, mimośrodów, gwoździków aż 411! Łącznie 461 elementów do złożenia. W dwie osoby zabawa w składanie zajęła nam 3 godziny. Kiedy wyłuskiwałem gwoździki spośród rozsypanki wkrętów i innych 400 elementów chwilami czułem się jak Kopciuszek wybierający mak spośród ziaren gorczycy. Cenię swój czas więc szacuję, że złożenie tego biurka kosztowało mnie więcej niż jego zakup. Co innego gdybym miał dużo wolnego czasu i niskie zarobki – wtedy koszt składania byłby zaniedbywalnie mały.

Widziałem kiedyś wytłumaczenie czym jest wartość dodana na przykładzie pizzy. Żeby zjeść pizzę możesz: a)  kupić osobno podstawowe składniki i wszytko przyrządzić w domu, co będzie cię kosztowało powiedzmy 10 złotych, b) możesz kupić wstępnie przygotowane ciasto, sos i dodatki w zestawach na co wydasz dodatkowe 5 złotych, c) możesz też zamówić pizzę na mieście lub z dowozem do domu za kolejne 5 czy 10 złotych więcej.  Do czego zmierzam? Podobną analogię możemy zastosować do mebli. W Polsce jak napisałem na wstępie najczęściej sprzedają się meble typu pizza do samodzielnego przygotowania od podstaw czyli meble do samodzielnego montażu. Nie nazwałbym ich nawet „ready to assemble” (gotowe do złożenia) a raczej „do-it-yourself” (raczej zrób to sam). W Stanach natomiast sprzedają się przede wszystkim meble typu c) pizza gotowa z dowozem do domu. Czy widzicie różnicę w cenie i wartości dodanej? Jeśli zamawiam pizzę z dowozem, to nie muszę „marnować” swojego czasu, brudzić się, sprzątać, nie muszę mieć nawet piekarnika, o wiedzy już nie wspomnę, ale oczywiście płacę więcej za gotowy wyrób dostarczony do domu. Koszt montażu zależny jest głównie stawek godzinowych obowiązujących w danym kraju czyli od stopnia rozwoju gospodarczego. Pośrednio od stopy bezrobocia, czyli ilości wolnego czasu. To również tłumaczy różnicę w popularności mebli zmontowany u lepiej zarabiających i paczkowany u niżej uposażonych.

Jest jednak pewno „ale”.  Pojawił się Internet i zakupy w sieci. Pojawiło się nowe pokolenie, które ze śrubokrętem jest najczęściej na bakier, ale co by się nie działo to jednak zarabia lepiej niż 3 dekady temu. A może po prostu pieniądz ma inną wartość.  Internet i oczekiwana sprawność logistyczna produktu wymagają, aby produkt dało się łatwo transportować uniwersalnymi kanałami, najlepiej z pominięciem specjalistycznego, dedykowanego transportu, który jest za drogi w porównaniu do gabarytu i wartości produktu. Z drugiej strony spotykamy coraz większą niechęć użytkownika końcowego do montażu. Te dwa sprzeczne trendy wymusiły kompromisowe rozwiązanie, które zobaczyłem w USA. Meble „pre-assembled” , które najbardziej odpowiadają pizzie typu b) – wszystko jest przygotowane – trzeba tylko złożyć. W przypadku komody w paczce klient dostaje wstępnie zmontowane: wieniec górny, dolny, wszystkie boki z zamontowanymi kołkami, okuciami oraz zmontowane szuflady – łącznie 10 elementów. Montaż meble za pomocą jednej osoby zajmował około 15 min. Taki zestaw mogę nazwać „gotowe do montażu” (RTA). Wszystko bez użycia śrubokrętów, klejów – na kliki, złącza obracane kciukiem – szast prast. Paczka oczywiście była większa, ale doświadczenie klienta nieporównywalne z moim opisanym powyżej.

Na naszym rynku od kilku lat w tę stronę idzie TYLKO, a Piotr Domański i Marcin Krystosik pokazali świetny system na ostatnich targach w Poznaniu. Vox robił swoje eksperymenty w tym zakresie, ponieważ w Niemczech co raz drożej kosztuje montaż. Uważam, że wkrótce wiele firm pójdzie w tą stronę. Pomyślcie o tym.

Słodko – gorzki 2020

Życzę wszystkim, aby pod choinką świąteczną znaleźli zapewnienie, że kolejny rok będzie lepszy od mijającego.

Gdyby nie COVID… Nie wiem czy uprawnione jest dywagowanie co by było, gdyby nie pandemia. Zawsze znalazłoby się jakieś “ale”. Pewnie spadałaby rentowność, wzrastały koszty pracy. Realizowalibyśmy powoli swoje plany. Z pewnością nie upowszechniłyby się w takim stopniu jak mamy to teraz telekonferencje, a sprzedaż internetowa nie dostałaby takiego kopa! Można powiedzieć jedno: gdyby nie Covid byłoby inaczej…

Może jednak potraktować epidemię jako coś normalnego. Jak wtedy moglibyśmy podsumować rok 2020? Ja zaliczam ten rok do wyjątkowo udanych. Obroty będą wyższe niż w 2019, zysk również wyższy i to pomimo ewidentnego dołka w kwietniu i maju, które były najgorszymi miesiącami w mojej firmie od 2012 roku. Za jeden z największych moich sukcesów biznesowych uważam doprowadzenie do uruchomienia wystawy w USA, o której wielokrotnie Państwu pisałem. Jest to sukces zarówno w ujęciu merytorycznym – największe wydarzenie medialne polskiej branży meblarskiej na ryku USA jak i organizacyjnym – dopięcie wystawy z 7 partnerami w trakcie pandemii… Po raz pierwszy pisałem w dokumentach dla OIGPM, że branża powinna się wystawiać w High Point w 2013 roku.  W tym roku to się udało. Dodam tylko, że zasięg medialny wyniósł około 2,2 mln odbiorców w USA i Polsce dzięki liczbie 640 publikacji i wzmianek w internecie, prasie, radio i telewizji. Teraz czekam aż ten sukces będzie widoczny w statystykach – zakładam, że istotny wzrost eksportu do USA nastąpi w drugiej połowie 2021, a w 2022 USA awansuje w rankingu kierunków eksportu Polskich mebli. Drugi niemniej ważny projekt to Scena Marki podczas Areny Design organizowanej przez Międzynarodowe Targi Poznańskie, ale o nim też już dużo pisałem.

Rok 2020 to dla mnie ewidentnie rok innowacji. Niby drobnych, niby takich zwykłych, ale wiele zmieniających. Dzięki upowszechnieniu i akceptacji telekonferencji nagle, choć w sposób wymuszony zmieniliśmy podejście do spotkań biznesowych. Wydatki na paliwo zostały ograniczone o 53%, co przekłada się w B+R Studio na około 36 500 kilometrów oraz 490 godzin za kierownicą! To tylko telekonferencje! Odzyskałem prawie 3 miesiące czasu! Do tego doszło wdrożenie nowych usług i nowych produktów.

O innowacjach w zakresie digitalizacji pisałem już w ubiegłym roku przy okazji raportów realizowanych z LECTRA, ale tempo w jakim były w tym roku wdrażane handlu internetowego zaskoczyło wielu. Zwiększenie efektywności produkcji w sytuacji nieobecności pracowników z uwagi na kwarantanny, z uwagi na zwiększony dystans, z uwagi na ograniczony czas pracy – to wszystko przełożyło się w branży na bardzo dobre wyniki produkcji od czerwca do października. Jak zakończy się listopad i grudzień jeszcze nie umiem przewidzieć i tu dochodzimy to tej bardziej gorzkiej strony roku 2020.

Dwukrotny lockdown sklepów meblowych w Polsce dał się we znaki szczególnie małym i średnim firmom – lockdown w Europie dołożył problemów firmom dużym. U mnie odbiło się to na słabszej sprzedaży niektórych produktów. Ale to wszystko da się odrobić, naprawić, rozwiązać.

Naprawić się nie da braku bliskich osób. Nie da się zaprzeczyć śmiertelnemu żniwu jakie zebrała pandemia. Już prawie myślałem, że żyjąc na wsi, z dala od tłumów, autobusów, metra, pociągów jesteśmy bezpieczni. Wtedy przyszedł cios z niespodziewanej strony. Walkę z koronawirusem przegrał śp. dr inż. Marek Adamowicz – wieloletni dyrektor Izby meblowej, przez wiele lat mój nauczyciel branży meblarskiej. To pod jego okiem wykonywałem pierwsze projekty dla branży meblarskiej. To jemu zawdzięczam zamiłowanie do Polskich Mebli. Drogi Marku, dziękuję za wszystko. Będzie mi Ciebie brakowało.

Bądźcie bezpieczni. Spędźcie świąteczny czas na refleksji nad tym co jest naprawdę ważne. Cieszcie się życiem, rodziną. Reszta się ułoży. Wesołych Świąt Bożego Narodzenia!

High Point – Mamy To!

Po blisko dwóch latach od zgłoszenia pomysłu przez uczestników Akceleratora Eksportu PFR wspólne stoisko polskich firm meblarskich w USA stało się faktem!

13 października 2020 podczas High Point Fall Market grupa siedmiu polskich firm zadebiutowała na rynku amerykańskim z 300 metrową ekspozycją w stałym salonie mieszczącym się przy ulicy 220 South Elm Street.

Wielu nie wierzyło że to się uda, a powodów do wątpienia było wiele. Po pierwsze zebrać razem dużych konkurentów na jednej powierzchni jeszcze się nikomu nie udało. Po drugie znalezienie finasowania dla projektu i rekrutacja wielokrotnie napotykały trudności. Po trzecie korona-wirus prawie zniweczył nasze wysiłki. Ale nie! Wspólnie z Michałem Strzeleckim i partnerami projektu przedzieraliśmy się przez kolejne zasieki i krok po kroku wytyczaliśmy szlak do USA dla polskich firm meblarskich.

Na etapie planowania wystawy w USA z pewnością nie uwzględniliśmy wpływu pandemii na projekt. Całe szczęście zostały uwzględnione „ryzyka nienazwane”. Jeszcze 10 marca 2020, kiedy to wysyłaliśmy kontener z meblami na targi, sytuacja epidemiczna po za terenem Włoch i Chin wydawała się być pod kontrolą. Niestety już tydzień później wszystko się zmieniło. W kraju wprowadzono zalecenia pozostania w domach, zablokowano handel, zamknięto granice, odwołano loty. Po drugiej stronie Atlantyku sytuacja wydawała się jeszcze trudniejsza. Poradziliśmy sobie jednak nawet w sytuacji trwającej pandemii. Na miejscu mieliśmy przestrzeń wynajętą na 3 edycje targów, więc meble miały gdzie dojechać. Nie obyło się bez zaangażowania amerykańskich prawników, aby w zamian za odwołaną wiosenną edycję targów wynajem powierzchni przesunąć do przodu. Słowa uznania należą się Polskiej Fundacji Narodowej za partnerskie podejście do współpracy z Izbą i aneksowanie terminów realizacji projektu. Bez wsparcia Fundacji prawdopodobnie nie udałoby się zgromadzić obecnej grupy uczestników i z organizować stoiska. Dodatkowo w trakcie obowiązujących restrykcji z uwagi na pandemię COVID-19 musieliśmy podjąć kroki dyplomatyczne, aby uzyskać zgodę na wjazd do USA. W tym przypadku zdołaliśmy uzyskać wsparcie amerykańskiego senatora Thoma Tilisa oraz polskiego Ministerstwa Rozwoju, dzięki czemu mogliśmy skorzystać z procedury „ważnego interesu gospodarczego” Stanów Zjednoczonych.

Polski pawilon w High Point ulokowany jest w budynku ELM 220 w sąsiedztwie wielu europejskich marek oferujących współczesne wzornictwo. Hasłem przewodnim wystawy jest „European Smart Desigh From Poland”. Pod ten wspólny szyld wpisali się: Szynaka Meble, BLACK RED WHITE, Gala Collezione, Benix oraz VZÓR, Zięta Studio, RAW. Stoisko swym wystrojem akcentuje długoletnie tradycje polskiego rzemiosła meblarskiego, poszanowanie środowiska naturalnego oraz kompetencje produkcyjne i wzornicze polskich małych i dużych firm.  Na przestrzeni około 300 mkw udało na się stworzyć wystawę polskiego designu obok wystawy polskiego potencjału eksportowego.

Z uwagi na COVID oficjalne przecięcie wstęgi odbędzie się po zniesieniu restrykcji, ale już podczas pre-marketu w dniach 14-15 września gościliśmy na stoisku pierwszych przedstawicieli amerykańskiego handlu. High Point to impreza skierowana do grona amerykańskich dystrybutorów mebli mieszkaniowych oraz projektantów wnętrz. Potencjał sprzedażowy gości, z którymi miałem okazję rozmawiać podczas targów marketu szacuje się na kilka-kilkanaście miliardów dolarów. Partnerzy są wymagający i mają jasno określone oczekiwania.

Na koniec chciałbym podziękować partnerom tego przedsięwzięcia, bez których by się ono nie udało. Organizatorem projektu jest Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli. Obsługę medialną projektu prowadzi agencja Profundo, a stoisko wykonała firma VMG. Projekt jest współfinansowany przez Polską Fundację Narodową.  Natomiast pomysłodawcą i koordynatorem merytorycznym jest moja skromna osoba.

Wszystkich, których interesuje temat rynku USA zapraszam do osobistego kontaktu ze mną – właśnie zaczynamy kompletować nową ekipę na High Point 2021!

Czy Polskie Meble wygrają na pandemii koronawirusa?

Szybkie odbicie branży meblarskiej oraz chaos informacyjny odnośnie rzeczywistego zasięgu i wpływu na gospodarkę pandemii COVID-19 tworzą ciekawą mieszankę danych do analiz.

Wykrakałem. W ubiegłym roku na pytanie znajomego na co ma się nastawiać w 2020 roku, odpowiedziałem: na kryzys! Zastrzegłem tylko, że nie wiadomo, z której strony ten kryzys przyjdzie. Kończył się wtedy siódmy rok z rzędu wzrostów, a wskaźniki efektywności od dwóch lat się pogarszały. Dotyczyło to niemal całej gospodarki.  Koronawirus stał się więc katalizatorem korekty rynkowej.

Po dwóch i poł miesiąca kłopotów polska branża meblarska wróciła z hukiem pracujących maszyn na wysokie obroty. Czerwiec 2020 okazał się lepszy od bardzo słabego nota bene czerwca 2019 i dobra passa z dużym prawdopodobieństwem była kontynuowana przez lipiec i sierpień. Piszę „z dużym prawdopodobieństwem”, ponieważ przygotowując ten materiał nie posiadamy jeszcze oficjalnych danych. Jednak wiele wskazuje na to, że miesiące wakacyjne to był czas wytężonej pracy dla meblarzy.

Wiemy już dziś, że korekta z drugiego kwartału była w Polsce głębsza niż na przykład w Niemczech. U nas w kwietniu produkcja spadła o 50%, a w Niemczech o 29%. Spoglądając w dłuższej perspektywie na wyniki naszych zachodnich sąsiadów, to przez szereg miesięcy produkcja mebli stopniowo maleje o 1-4%, podczas gdy w Polsce stopniowo, powoli rośnie. Majowe odbicie po kwietniowym dołku w Polsce było wyraźniejsze niż w Niemczech. Zanosi się więc na to, że różnica w wartości produkcji mebli w Polsce i Niemczech, pomimo kryzysu, zmaleje, a przewaga eksportowa wzrośnie.

Czy w związku z powyższym możemy mówić, że kryzys się zakończył? Na to wydaje się być zdecydowanie zbyt wcześnie. Dopiero kolejne 3-4 kwartały pokażą prawdziwą trwałość odbicia i skalę kryzysu. PKB Wielkiej Brytanii spadło w drugim kwartale 2020 roku o ponad 20% – to najwięcej od końca drugiej wojny światowej. Ekonomiści wieszczą kryzys zadłużenia słabszych krajów. Szereg sektorów gospodarki ledwie zipie wycieńczonych kryzysem (turystyka biznesowa, linie lotnicze, branża eventowa, kina, etc.). Upadłości i zwolnienia pracowników na większą skalę zostały powstrzymane swoistymi programami osłonowymi i póki co większość ekonomistów jest zgodna, że dla ratowania gospodarek trzeba obecnie zadłużać kraje. Pytanie na jak długo wystarczy zdolności kredytowej i cierpliwości pożyczkodawcom.

Branża meblarska, jak to już wielokrotnie pisałem, korzysta ze zmniejszonego ruchu turystycznego – Europejczycy, ale nie tylko, więcej w tym roku inwestują w swoje mieszkania rezygnując lub ograniczając wakacyjny wypoczynek. Z resztą do połowy sierpnia lato nie było zbyt gorące, co również sprzyja pozostaniu w domach. Mając w głowach strach przed epidemią i kryzysem po raz kolejny zwracają się w kierunku tańszych mebli, często mebli z Polski. Czy jednak impuls ten będzie trwały i przerodzi się w dłuższy trend – tu niestety trzeba postawić duży znak zapytania. Może się okazać, że nawarstwienie się problemów ekonomicznych w wielu krajach ograniczy również apetyty konsumentów i koniunktura na meble czy remonty się skończy. A więc obecnej hossy nie uważam za trwałą. Cały czas podtrzymuję stanowisko, że Polskie Meble powinny dywersyfikować kierunki eksportu poprawiając swoją pozycję negocjacyjną i minimalizując ryzyko lokalnych kryzysów. Jasne, że myślę o USA i innych perspektywicznych rynkach.

Na koniec zostaje jeszcze ocena wpływu pandemii na światową gospodarkę i przemysł meblarski. Obserwując doniesienia medialne z pierwszej połowy roku z Wuhan – miliony ludzi zamkniętych w domach, 4 miesiące lockdownu – być może przeszacowaliśmy skalę negatywnego wpływu epidemii. Z drugiej strony alarmistyczne prognozy przełożyły się na szybkie działania osłonowe ze strony rządu i być może dzięki temu przechodzimy przez kryzys według kształtu litery V. Przygotowani w maseczki i respiratory w szpitalach nauczyliśmy się żyć z wirusem. Mam nadzieję, że nie powrócą restrykcje nakładane na handel, usługi czy produkcję, a meble szybko odrobią spadki obrotów. Zauważcie tylko, że w czerwcu wynik 4 mld produkcji sprzedanej mebli – podobny do wyniku z lutego został wykonany z przeciętnym zatrudnieniem niższym o 10%! A więc udało się odblokować ukryte rezerwy! A może tylko sprzedać zapasy magazynowe z maja?

Jak wrócić na ścieżkę wzrostu post-COVID?

Spadek wartości produkcji sprzedanej polskich mebli w kwietniu wyniósł 50% i mamy nadzieję, że to był najgorszy miesiąc w tym roku. Wracamy do gry!

Szacuję, że branża meblarska ma najgorszy czas za sobą. Od początku epidemii B+R Studio uruchomiło z własnej inicjatywy projekt monitorowania sytuacji i rozpoczęło realizację ankiet. Jest to nasz wkład w walkę z kryzysem i wirusem. W projekt włączyła się Ogólnopolska Izba Gospodarcza Producentów Mebli.  Zrealizowaliśmy do dnia wydania niniejszego materiału 5 fal badania, w których wzięło udział ponad 150 osób. Mieliśmy okazje analizować sytuację bezprecedensową. Gwałtowne załamanie, szok, stopniowe wychodzenie z zapaści. Dziś, pomimo iż daleko jesteśmy od dobrej sytuacji czas na pierwsze podsumowania i wnioski. Szeroko o danych statystycznych piszemy w osobnym materiale więc tu skoncentruję się na bardziej generalnych przemyśleniach.

1. Dywersyfikacja zaopatrzenia. Zanim zamknięto sklepy obserwowaliśmy nerwowe poszukiwanie alternatywnych do Chin rynków zaopatrzenia. Nasuwa się tu pytanie czy jest jeszcze szansa na konkurencyjną produkcje akcesoriów i materiałów do produkcji mebli w Polsce? Może gdzieś w Europie lub basenie morza śródziemnego? Nie mam złudzeń, że decydować będzie cena końcowa produktu, ale zabezpieczenie zasobów strategicznych też ma swój koszt.

2. Lokalność. Kiedy sklepy otwarto pojawiło się mnóstwo głosów dotyczących zachęt do zakupu lokalnych produktów. Na szerszą skalę taki trend byłby problemem dla nastawionej na eksport Polski. W USA trend ten przyjmuje raczej formę ucieczki od produktów chińskich. W Europie marki producentów są ukryte pod markami dystrybutorów. Eksperci zagraniczni zakładają, że w przypadku produktu z najniższej półki cenowej nie opłacalne jest jego produkowanie w krajach typu Niemcy, Wielka Brytania, Francja etc. Pojawia się tu jednak ryzyko, którego należy być świadomym.

3. Digitalizacja. Pandemia przełamała opory przed szerszym wykorzystaniem telekonferencji, pracy zdalnej. Skutków będzie kilka. Zwiększenie efektywności pracy – wyeliminowanie kosztów części podróży służbowych, dojazdów do pracy. Większe znaczenie narzędzi informatycznych w funkcjonowaniu firm – wdrożenia nowych rozwiązań w handlu, automatyzacji procesów obsługi zamówień, projektowania, etc.  W związku z pracą zdalną na trwałe powinien wzrosnąć udział grupy mebli gabinetowych i taniego „home office”.

4. Zakupy-on-line. Do zakupów w Internecie nowych kategorii produktów przekonały się duże grupy klientów. Firm, które miały dużą ekspozycję na internetowych dystrybutorów przechodzą kryzys bez większych problemów, a nawet notują wzrosty.  W wielu firmach dostrzeżono, że Internet był przez nich zaniedbywany i skokowo zwiększono zainteresowanie tym kanałem sprzedaży. Udział zakupów internetowych powinien trwale i zwiększyć dynamikę wzrostu kosztem zakupów w tradycyjnych sklepach.

5. Bezpieczeństwo. Z uwagi na zagęszczenie ludzi i starzejące się społeczeństwa ryzyko wystąpienia kolejnych pandemii będzie wzrastać, a więc należy się spodziewać, że zwiększymy dystans społeczny w różnych aspektach życia. Począwszy od ponownego zwiększenia zainteresowania mieszkaniem poza centrami dużych miast, przez zmianę sposobu budowania centrów handlowych aż po zasady organizacji pracy w zakładach. Z jednej strony powinno to w długiej perspektywie zwiększyć popyt na wyroby branży meblarskiej, ale może też zwiększyć koszty produkcji, dystrybucji i handlu.

6. Powrót na ścieżkę dynamicznego rozwoju. Eksport do Stanów Zjednoczonych oraz Indii to w mojej ocenie kierunki, które dysponują potencjałem dla przywrócenia branży meblarskiej dynamiki rozwoju powyżej 10%.

Wszystkich zainteresowanych bliższymi szczegółami w zakresie rozwoju eksportu na te rynki  proszę o bezpośredni kontakt do mnie. Bądźcie bezpieczni i zdrowi!

Czas odważnych decyzji

Wygrają na kryzysie ci, którzy teraz podejmą śmiałe strategiczne wyzwania i trafią z przewidywaniem przyszłości.

W literaturze ekonomicznej Harvardu pojawia się określenie „Wielki, Śmiały, Ryzykowny Cel” (WSRC). Zagadnienie prezentowane jest zazwyczaj w innej koniunkturze, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby WSRC postawić w firmach właśnie teraz w trakcie pandemii.

Wielki. Cel powinien być czymś więcej niż zwykle sobie stawiamy. Czymś co wymaga większego wysiłku niż zwykle. Cała załoga musi poczuć, że realizacja celu zależy również od nich. Że każdy ma zadanie do wykonania.

Śmiały. Cel musi być czymś czego nie spodziewa się konkurencja. Gdyby się spodziewała to by było jej łatwo nas zablokować. Nota bene w sytuacji pandemii konkurencja ma więcej uwagi zaprzątniętej ratowaniem własnej firmy niż przyglądaniem się działaniom konkurencji.

Ryzykowny. Cel musi być tak duży i śmiały, żeby jego osiągniecie wcale nie było oczywiste. Tylko w obliczu ryzyka zespół się zjednoczy i będzie wstanie osiągać niezwykłe rzeczy.

O podobnych sytuacjach pisze też Sun Tzu w Chińskiej „Sztuce Wojny”. Kiedy oddział jest daleko od domu, za granicą wroga albo w pułapce, wtedy żołnierze się jednoczą i podejmują nadludzki wysiłek. Mogą pokonać wielokrotnie większe siły wroga. Walczą sprawniej niż blisko domu.

Kryzys który panuje na rynku to sytuacja, w której alegorycznie jesteśmy z naszymi firmami i naszymi ludźmi daleko od domu. Daleko od strefy komfortu. Wszyscy widzą, że sytuacja zagraża naszemu „życiu” i to nie tylko w przenośni. To doskonały czas aby przywódca podjął się realizacji Wielkiego, Śmiałego Celu. Minusem z pewnością jest to, że nie każdy zdążył się do niego przygotować…

W ostatnich dniach miałem kilka rozmów na temat tego czy teraz coś „rozpoczynać”. Wątpliwości są  bo przecież jest kryzys i firmy mają problemy. W tej sytuacji zawsze mówię – najpierw sprawdź co masz we własnych kieszeniach, bo tylko na to powinieneś teraz liczyć. Inaczej mówiąc – musisz bardzo realnie ocenić własne zasoby w najbardziej pesymistycznym scenariuszu i na tej podstawie opracować plan działania. Zostaw gdybanie i oceń realnie ile możesz zaryzykować.

Po drugie. Jeśli nie teraz to kiedy? Kiedy skończy się kryzys? Pomyśl co teraz robi twoja konkurencja… Właśnie wzmożyła wysiłki, aby utrzymywać pozycję na rynku. Odwiedza klientów, szuka nowych staje na głowie żeby się utrzymać. Pewnie za dużo nie sprzedaje, ale na pewno działa. Jeśli teraz nie zaczniesz działać to gdy kryzys minie – a o tym, że minął dowiesz się o kilka miesięcy za późno, kiedy GUS lub inny urząd poda odczyty wskaźników ekonomicznych dawno po fakcie ich zaistnienia – nie będziesz miał szansy na wbicie się na poukładany już rynek.

Im szybciej zaakceptujemy, że sytuacja jest po prostu inna i trzeba się do niej przyzwyczaić tym szybciej i łagodniej przejdziemy przez kryzys. Nie czekajmy, że się skończy „kryzys” i powróci „normalność”. Nowa „normalność” będzie zupełnie inna, nawet już jest. Czekanie jest najgorszym wrogiem. Są tacy, którzy nie czekają.

TERAZ. Właśnie teraz jest najlepszy moment na nawiązanie nowych relacji z klientami i zdobycie nowych kontraktów. Klienci zarówno detaliczni jak i biznesowi zazwyczaj nie lubią zmieniać swoich zwyczajów zakupowych, bo to niesie ze sobą ryzyko. Al. Sytuacja teraz jest inna. Wszyscy są wystawieni na ryzyko i wszyscy analizują dostępne opcje na poprawę sytuacji. Więc jeśli masz pomysł na zaprezentowanie nowego, lepszego, bardziej konkurencyjnego rozwiązania to właśnie teraz jest najlepszy czas na start. Pamiętaj, że efekty teraz podjętych działań strategicznych pojawią się za kilka miesięcy kiedy kryzys minie i zacznie się okres wzrostu. Wtedy będziesz już mieć relacje, historię, doświadczenie i klientów, którzy czekają na Twój produkt!